Zielone kaniony
Na Reunion leci się dla zielonych kanionów. Zdjęcia pokazują obrazy wielkich wodospadów spadających wśród tropikalnego krajobrazu, gęstych palmowych lasów i pojedynczych palm zwieszonych na krawędzi urwiska. Takamaka, Trou de Fer, Ravine Blanche, Bras Magasin – to nazwy, które fascynują każdego kanioningowca, który poszukuje wyzwań dalszych niż europejskie Alpy.
W praktyce nie cały Reunion jest taki. Góry po zachodniej stronie są bardziej suche i skaliste, a kaniony przypominają charakterem znane nam – europejskie. Te „zielone” położone są w północno-wschodniej części wyspy, na leśnym obszarze pomiędzy cyrkiem Salazie a doliną rozdzielającą masywy Piton de Neiges i Piton de Fournaise. To doliny rzek: Bras de Caverne, Bras des Lianes i Marsouins. Doliny są głębokie, ich zbocza są strome i w całości pokryte dżunglą. Dżunglą niezwykłą, bo największe z rosnących tu drzew to wielkie paprocie drzewiaste. Jeżeli kiedykolwiek widzieliście wizualizacje prehistorycznych, jurajskich lasów porośniętych dziwaczną roślinnością, to właśnie coś takiego.
Najbardziej znany jest Trou de Fer położony w dolinie rzeki Bras de Caverne, a szczególnie jego wielki kocioł do którego wodospady spadają z urwisk o wysokości przekraczającej 270 m. Drugi w kolejności to Takamaka – wielka dolina rzeki Marsouins, zasilana licznymi wodospadami spadającymi ze stromych zboczy. Oba stanowią kanioningową wizytówkę Reunionu, a ich zdjęcia pojawiają się w prawie wszystkich materiałach reklamujących wyspę. Zresztą, zwiedzenie ich wcale nie wymaga posiadania alpinistycznych umiejętności, ani nawet wielkiego wysiłku. Podczas ładnej pogody, codziennie z małych lotnisk startują śmigłowce, które przez kilka minut lotu ponad dolinami prezentują turystom oszałamiające widoki. Prawdopodobnie jest to najciekawsza perspektywa, z której można podziwiać te cuda… Ale cóż z tego, skoro krótko i zza szyby.
Film reklamowy, pokazujący wyspę z lotu helikopterem. W 1:50 minucie widzimy Trou de Fer, od 2:03 minuty – Takamakę
Dudu
Naszą przygodę z doliną Marsouins rozpoczęliśmy od bocznego dopływu, który stanowi jeden z najbardziej znanych i najchętniej uczęszczanych kanionów Reunionu – Dudu.
Dudu, czyli koryto rzeki Grande Ravine jest podzielony na dwa odcinki: Superieur (górny) , który kończy się na wysokości jedynego mostu i dolny, najczęściej odwiedzany – Inferieur, zaczynający się na moście i spadający 450 metrów systemem kilku kaskad, aż do dna doliny, do rzeki Marsouins.
Zielone kaniony Reunionu nie zawsze są kanionami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zamiast wąwozów jest to czasami system kilku wodospadów, które na krótkim odcinku osiągają imponujące deniwelacje. Tak jest też w przypadku Dudu. Jego 450 wysokości stanowią 4 duże kaskady i dwa niewielkie progi. Wodospady są głęboko wcięte w strome, porośnięte lasem zbocza, ale nigdzie nie tworzą typowego skalnego przełomu.
Istnieją dwa zdjęcia, które pojawiają się w każdej relacji z Dudu. Pierwsze, to obraz bazaltowych słupów, stanowiących podstawę siedemdziesięciometrowego wodospadu, prostopadłościanów zawieszonych nad wodą i tak doskonałych jakby nie zostały stworzone przez ślepą naturę, a stanowiły fragment jakiejś konstrukcji. Istnieją naprawdę, choć, mam wrażenie, że na zdjęciach zazwyczaj wyglądają bardziej imponująco niż w rzeczywistości.
Drugie zdjęcie to obraz nóg dyndających nad olbrzymią przepaścią, z czarnym jeziorem, otoczonym wianuszkiem jasnych kamieni i zielonym wąwozem, zaczynającym i kończącym się gdzieś poza granicami kadru. Ten widok w rzeczywistości jest zdecydowanie bardziej imponujący niż na fotografii. To prawie stumetrowy zjazd bez kontaktu ze ścianą, w pobliżu spadającego wodospadu, z widokiem na dolinę rzeki Marsouins. Te dwa miejsca były warte przeżycia. Reszta Dudu, choć ciekawa, była tylko wstępem do przygody jaka czekała nas w Takamakach.
Dudu to duży, techniczny, wertykalny kanion. Idealny by rozpocząć „zieloną przygodę”. Jest łatwo dostępny, a przy tym zawiera te elementy, które warto poćwiczyć przed kolejnymi przejściami: wielkie zjazdy, wiszące stanowiska pośrednie, trawersy i … długa droga powrotna. Prawdę powiedziawszy, to chyba ona zrobiła na nas największe wrażenie. I to bardzo pozytywne! Ścieżka poprowadzona jest równolegle do kanionu, przez bardzo stromy równikowy las. Praktycznie jest to kilkaset metrów wspinaczki po pniach, gałęziach, korzeniach i niewielkich skalnych progach. W miejscach szczególnie eksponowanych zawieszono poręczówki. Trudno powiedzieć ile lat miały te liny, ale ich jakość nie budziła zaufania. To była trochę taka: via ferrata przez dżunglę po starych rzęchach.
Takamaka
Bardzo ciekawa jest również ludzka ingerencja w dolinie Marsouins. W niedostępnym terenie wybudowano tu system instalacji hydrotechnicznych, w tym dwie zapory i dwie górskie kolejki. Są to budowle w zadziwiający sposób wchłonięte przez dziki krajobraz. W tej chwili urządzenia działają w sposób automatyczny, nie ma w nich obsługi. W górnej części są dostępne dzięki doprowadzonym do nich drogom, a jednak stoją ogrodzone i puste. W dolnej przypominają konstrukcje z filmowych „Zaginonych”: opustoszałe budynki po środku dżungli. To niezwykłe uczucie kiedy z dzikiego świata wchodzi się wprost na industrialny teren. Z jednej strony jesteś tu sam, ale z drugiej – obserwują cię dziesiątki kamer.
Kanion Takamaka przez zapory podzielony jest na trzy części. Najwyższa, Takamaka I zaczyna się na moście przy uczęszczanej drodze i kończy kilkaset metrów przed pierwszą zaporą. Droga powrotna to niezwykle stromy szlak, wyznaczony przez niemal pionowe zbocze porośnięte dżunglą. Ponad 450 metrów w pionie mozolnej wspinaczki po korzeniach, pniach drzew i małych skalnych ściankach. Szlak to chyba zbyt wielkie słowo. Chodzi tamtędy naprawdę niewiele osób, wyłącznie kanioningowcy, a wegetacja jest na tyle bujna, że zdaje się szybko pożerać słabo wydeptaną ścieżkę. Wielokrotnie zdarzało nam się gubić szlak, a czasem tropić drobne ślady ludzkiej obecności: śladów błota na skale, połamanych gałęzi, spłowiałych taśm porzuconych na stanowiskach asekuracyjnych. Bez ścieżki prawdopodobnie nie bylibyśmy w stanie wydostać się z dżungli.
Ścieżka ta została wytyczona przez samych kanionigowców na mocy porozumienia z właścicielem elektrowni, firma EDF. Przedtem droga wyjścia prowadziła przez teren zapory i było to powodem konfliktów. W ten sposób „utracony” został ostatni fragment kanionu, ale uzyskano pełną legalność kanioningu w Takamaka I, łącznie z działalnością komercyjną.
Takamaka II jest odcinkiem oficjalnie wyłączonym z działalności kanioningowej. Jest położony pomiędzy dwoma zaporami, w których zrzut wody następuje automatycznie. Fragmentami dolina jest na tyle wąska, że nagły spust wody nie daje szansy na ucieczkę.
Takamaka III to najniższy odcinek doliny. Zaczyna się przy dolnej zaporze i kontynuuje do ostatniego punktu hydrotechnicznego, który umożliwia wyjście. Status tego kanionu jest niejednoznaczny. Oficjalnie wejście na teren obiektów hydrotechnicznych jest zabroniony, ale w praktyce w tym miejscu służby przymykają oko na działalność kanioningową. Natomiast wyjście z tego kanionu poza instalacją jest praktycznie niemożliwe.
Widać olbrzymią różnicę jeżeli chodzi o przygotowanie poszczególnych części do kanioningu. W Takamaka I, która jest kanionem udostępnionym do komercyjnej działalności, stanowiska są idealne: solidne łańcuchy, stalowe dewiatory, droga wyjściowa wyposażona w punkty asekuracyjne. Takamaka III wygląda tak, jakby po grupie eksploracyjnej nikt nie wzbogacił kanionu w lepsze stanowiska. Zamiast łańcuchów korzysta się ze starych pętli, które czasem warto wymienić na coś nowszego. W Takamaka II podobno należy iść z własną wiertarką i kompletem kotew, bo stare punkty mogą nie istnieć, zerwane przez wiosenne zrzuty.
Szczegółowe relacje z kanionów Takamaki znajdują się poniżej.
Tekst: Grzegorz Badurski
Zdjęcia: Grzegorz Badurski, Michał Smoter, Bogusław Nizinkiewicz
Więcej artykułów:
Galeria
Film z Dudu: