Perły z dolomitu
Ostatni weekend września postanowiliśmy spędzić w Dolomitach. Ale nie w tych północnych, tradycyjnie znanych z narciarstwa i wspinaczki: okolic Marmolady, Tofany, czy Tre Cime di Lavaredo. Bo mimo, że są to miejsca niezwykle atrakcyjne, kanionów tam raczej się nie spotyka. Wybraliśmy południową część pasma, leżącą w parku narodowym Dolomiti Bellunese oraz góry Prealpi Bellunesi, otaczające od południa miasto Belluno. Podczas naszego krótkiego, bo zaledwie czterodniowego pobytu, zwiedziliśmy pięć kanionów i naprawdę każdy z nich był warty odwiedzenia.
Na największy zachwyt zasługuje Soffia, położona w sercu parku narodowego Dolomiti Bellunese. Kanion zaczyna się pod strzelistymi, kilkusetmetrowymi turniami, a swoje ujście znajduje w jeziorze Mis. Przejście Soffii to kanioning w otoczeniu monumentalnego górskiego krajobrazu, to wysokie ściany zamykające się na głową, wielkie wodospady, krystaliczna woda i świetlne refleksy rozpraszające cień.
Soffia uważana jest za najpiękniejszy kanion Włoch. I pod tą oceną podpisuję się obiema rękami. Głównie ze względu na jego ogrom i grę świateł jaka pojawia się między ścianami. Największe wrażenie robi miejsce, w którym z przeciwległych ścian, do jednego jeziora spadają dwa wodospady, z kanionów Soffi i Pissona. Ten drugi, to równie ciekawy obiekt, w którym napotkać można między innymi stumetrowej wysokości wodospad.
Woda jest zimna i bardzo przejrzysta. Jej tłem jest biały wapień, więc w słońcu przyjmuje szmaragdowy odcień. Skoków jest wiele, o wysokości do 15 metrów, lecz woda nie zawsze jest głęboka.
Niestety, z Sofią, podobnie jak z innymi kanionami położonymi na terenie parku narodowego Dolomiti Bellunese jest pewien problem. Generalnie ich zwiedzanie jest zabronione. Jest park narodowy, są przepisy, nie ma wspinania, jeżdżenia na motorach i kanioningu. Ale Włosi mają do tych zakazów podejście swoiste, narzuca się tu stwierdzenie: „nie wolno, ale można”. Dojściowa ścieżka jest mocno wydeptana, punkty zjazdowe – w bardzo dobrym stanie. Jedyne na co nam zwrócono uwagę, to żeby zrobić to dyskretnie i przejście zakończyć przy starej zaporze, dwie ostatnie kaskady przed końcem. Ostatnia część kanionu prowadzi bowiem w pobliżu podestów widokowych i nie warto wystawiać się na dziwowisko.
W tym samym górskim masywie, w kolejnej, położonej na wschód dolinie rzeki Cordevole znajduje się Fogare. Ten kanion składa się z dwóch części: górna jest rzadko odwiedzana ze względu na trudne orientacyjnie dojście, natomiast dolna jest całkiem popularna i łatwo dostępna. Prowadzi do niej stara ścieżka wiodąca do urządzeń hydrotechnicznych; łatwa i bardzo widowiskowa.
Fogare położony jest w tym samym masywie co Soffia. Siłą rzeczy jest więc do niej podobny, choć mniejszy. Przy tym jest bardzo „sportowy”, ze względu na liczne skoki. Niestety, jest trochę krótki. Przejście trwało niecałe 2,5 godziny.
Na południe od Belluno znajdują się łagodne, niemalże beskidzkie zbocza pasma Prealpi Bellunesi. Tu znajdują się dwa bardzo ciekawe obiekty: Maor i Maggiore.
Maor to prawdziwa perła wśród kanionów i to nie tylko włoskich. Ściany przełomu posiadają unikalną warstwową strukturę, przypominającą korę drzewa. Kanion jest wąski i głęboki, miejscami prawie ciemny. Padające z góry światło uwypukla poziome szczeliny i gzymsy, czasami tworzy niesamowite refleksy, mieni się w padającym gdzieniegdzie deszczu.
Technicznie Maor jest bardzo łatwy. Jest rozwinięty poziomo. Jedyny odcinek linowy to kilkunastometrowy zjazd z zapory, rozdzielającej dwa odcinki kanionu. Przejście zajęło nam około dwóch godzin, ale połowę tego czasu spędziliśmy na robieniu zdjęć oraz innych zachwytach. To jeden z tych kanionów, w których nie warto się spieszyć. Takich widoków nie spotka się nigdzie indziej.
Jest jeszcze jeden optymistyczny fakt, który zwrócił moją uwagę. Mimo tego, że położony w pobliżu wioski, kanion jest czysty. Nie jest to standard. Wielokrotnie w wąwozach przecinających zamieszkałe tereny napotykałem na śmieci, czasami wrzucane tam przez okolicznych mieszkańców. Ludzie we Włoszech czy Grecji wcale nie są lepiej wyedukowani niż nasi obywatele. W wielu krajach dziury w ziemi (jaskinie, wąwozy, parowy) traktowane są jak naturalne zsypy na śmieci. O Maora ktoś dba. Most nad wąwozem, przebiegający w centrum wioski zabezpieczony jest wysoką siatką o drobnych oczkach. Nie da się spojrzeć w przepaść, ale trudno też wyrzucić tam choćby papierek.
Zupełnie inny jest Maggiore, położony kilkadziesiąt kilometrów na wschód. Na pierwszy rzut oka trudno nazwać ten kanion pięknym. Ale śmiało można powiedzieć, że jest ciekawy. Zaczyna się beznadziejnie. Po pierwszej godzinie marszu przez rzeczny parów, przegradzany co chwila pniami drzew, gałęziami i zaplątanymi w nich śmieciami, żałowaliśmy decyzji o wybraniu się do niego.
Dopiero później obraz się zmienił. Pojawiły się wąskie przełomy, efektownie wypłukane misy i meandry. Ciekawa jest też skała: warstwowy przekładaniec szarego wapienia i skały przyjmującej czerwono-brunatną barwę.
Po dwóch godzinach wędrówki, dotarliśmy do mostu, na którym wąwóz można opuścić. To mniej więcej połowa drogi. Ponieważ był to nasz drugi kanion tego dnia, a pora była już późna, w tym miejscu zakończyliśmy naszą wycieczkę. I pomimo niepowtarzalności i unikalności Maggiore, zrobiliśmy to bez żalu.
Na ostatni dzień zostawiliśmy sobie króciutką Tovanellę, położoną na północ od Belluno. To kanion, który wraz z drogą dojściową zajmuje tylko półtorej godziny. Parking to jednocześnie przyjemne miejsce piknikowe z ławeczkami i kamiennymi grillami. Po dwudziestominutowym podejściu zatrzymaliśmy się przed potężną kratą, chroniącą wnętrze kanionu przed naporem pni i kamieni podczas przyborów wody. Zabezpieczenie ma sens, ponieważ przełom przecina linia kolejowa, rozpostarta na betonowym moście pod stropem wielkiego okapu.
Kanion jest krótki, pokonaliśmy go w niecałą godzinę, ale był to czas bardzo intensywny. Od początku do końca przełom jest głęboki, wąski i mroczny. Kształt ścian i układ zjazdów przypomina jaskinię, z nieustannym hukiem wodospadu w tle. Na koniec jeszcze efektowny tobogan (lub skok) i lądujemy w strumieniu pod naszym parkingiem.
A potem jeszcze szybkie suszenie, pakowanie… i tysiąc kilometrów drogi do domu. Pewnie tu jeszcze wrócimy w przyszłym roku.
Sierpień i wrzesień to dobry czas na wizytę w kanionach w Dolomitach. Przepływy są stosunkowo niskie, a pogoda stabilna. Jest to istotne pod względem bezpieczeństwa. Doliny rzek są głębokie, często długie i pozbawione wyjść awaryjnych.
Tekst: Grzegorz Badurski
Zdjęcia: Monika Badurska, Grzegorz Badurski