Oman. Woda na pustyni
Oman. Kraj położony na krawędzi Półwyspu Arabskiego. Pustynia, palące słońce i ropa naftowa. Kanioning w tym zestawieniu brzmi nieco absurdalnie. Podobnie jak zjeżdżanie na nartach z piaszczystych wydm. Ale kiedy wychylimy się poza stereotypy, dostrzeżemy fascynujące miejsce, pełne niesamowitych krajobrazów i żywej tradycji. Kaniony też się znajdą. I to wcale nie byle jakie.
Nie ma sensu wrzucanie Omanu do jednego worka ze wszystkimi krajami Półwyspu Arabskiego. To zdecydowanie co innego niż ortodoksyjna Arabia Saudyjska, ogarnięty wojną domową Jemen, czy księżycowe Emiraty. Oman to kraj stabilny, tolerancyjny i bezpieczny. Mieszkańcy są przyjaźni, pejzaże zróżnicowane, kultura i historia bogata. Turystyka rozwija się, ale to nie jest jeszcze wielki boom. Kraj można zwiedzać bez wrażenia, że jest się chodzącym bankomatem.
Póki co, Oman stawia na bogatego i aktywnego turystę. Ceny hoteli są wysokie, taniej turystycznej bazy noclegowej nie ma. Idealnym rozwiązaniem jest własny namiot i biwakowanie „na dziko”. Miejsc na obozowisko jest mnóstwo.
Równolegle do linii brzegowej Zatoki Omańskiej ciągnie się pasmo gór Hajar. Oddzielają one wybrzeże od pustynnych terenów Półwyspu Arabskiego. W tłumaczeniu z arabskiego ich nazwa brzmi „Góry Kamienne”. Patrząc na surowość krajobrazu trudno się z tą nazwą nie zgodzić. Ze swojej strony dodałbym określenie „Góry Pocięte”, bo takiego nagromadzenia skalnych przełomów jeszcze nie widziałem. Jeżeli popatrzeć z jakiegokolwiek szczytu, można naliczyć co najmniej kilka wąwozów. W całych górach są ich setki, ale na naszą niekorzyść, najczęściej są to suche koryta.
Wbrew pozorom, góry Hajar są dość zasobne w wodę. Wody podziemne i górskie strumienie są tu wykorzystywane od wieków. Studnie artezyjskie i przemyślne systemy irygacyjne pozwalają zamieniać doliny w zielone oazy, w których uprawia się palmy daktylowe, bananowce i małe poletka. Rzeczne doliny noszą tu nazwę wadi, niezależnie od tego, czy woda pojawia się w nich na stałe, czy tylko okresowo.
Oman dla kanioningu został odkryty niedawno. Łatwo dostępne obiekty jak Snake, Shab i górny Bani Khalid znane były od dawna. W 2014 roku pojawiła się książka Canyoning in Oman – 12 Exceptional Wadis, autorstwa Khaleda Abdula Malaka, wydana przez Ministerstwo Turystyki Omanu, dzięki której światu ukazały się m.in. takie perły jak Ta’ab i Tiwi. Autor opracowania jest najważniejszym kanioningowym eksploratorem w tej części świata.
Bibliografia kanioningowa dotycząca Omanu jest niewielka. Oprócz wyżej opisanej pozycji, która jest trudna do zdobycia, pozostają źródła internetowe. Nasz cały wyjazd oparliśmy na nich. Najlepszą stroną okazała się być francuskojęzyczna Climbing 7. Oprócz tego posiłkowaliśmy się CanyoningWiki i descente-canyon.
Na podstawie tych informacji wytypowaliśmy trzy najciekawsze obiekty, które stały się celami naszego wyjazdu: Snake Canyon, kanion Ta’ab i Wadi Tiwi.
Snake Canyon
Kanion znajduje się w dolinie Wadi Bani Awf, w pobliżu najwyższego szczytu Omanu – Jebel Shams.
Szczelina Snake’a oglądana z zewnątrz robi duże wrażenie. Jest to jeden z nielicznych kanionów, które można obejrzeć „od góry”. Świetnie prezentuje się z drogi, biegnącej nad jej krawędzią. Dla turystów samochodowych „Snake canyon” to też nazwa popularnej off-roadowej trasy, która na dystansie około 60 km pokonuje góry Hajar z południa na północ. Trasa jest szutrowa , stosunkowo łatwa i bardzo widowiskowa. Zaczyna się w dolinie Wadi Bani Awf, prowadzi wzdłuż urwisk kanionu, mija urokliwą górską wioskę Balad Sayt, po czym wspina się na przełęcz, jakieś 1000 metrów w górę.
Kanion zaczyna pod Balad Sayt i meandruje w kierunku Wadi Bani Awf. Jego przejście zajmuje 2-3 godziny i wymaga trzykrotnego użycia liny. Pozostałe progi można pokonać skacząc. Mniej więcej w połowie, do koryta wąwozu dołącza krótszy, lewy dopływ.
Ten krótszy odcinek zaczyna się w osadzie o nazwie Bima. Mimo, że szlak jest łatwiejszy, tu lina również może się przydać. Do pokonania są dwa progi o wysokości około ośmiu metrów. Nie da się też uniknąć pływania. Zimą warto założyć cienką piankę, bo woda wcale nie jest ciepła, a poruszamy się wyłącznie w cieniu.
Oprócz głównego kanionu Snake, w dolinie Awf znajduje się też kanion zwany Little Snake, położony kilka kilometrów na północny wschód od wylotu Sneak’a. Jest popularny turystycznie i często opisywany jako urozmaicenie samochodowej wycieczki. Zwiedzanie go nie wymaga użycia liny.*
Początek kanionu nie nastrajał optymistycznie. Stojąca woda i muł wzniecany przez pierwszą osobę nie pozwalał rozniecić entuzjazmu. Ale z czasem było coraz lepiej. Mimo, że nigdzie nie było przepływu, misy były głębsze, a woda czystsza. I kanion stawał się wąski, w dolnej części zacieniony, a w górnej błyszczący pomarańczowym światłem odbitym od ścian. Najciekawsze miejsce to przejście przez krótką jaskinię, z rokokowym stropem, wręcz ciężkim od trawetynowych nacieków.
Snake, tak jak i pozostałe kaniony Omanu, technicznie nie sprawia trudności. Zjazdów jest niewiele, punkty są w dobrym stanie, w normalnych warunkach nie ma trudności wodnych. Jednak wybierając się do omańskich kanionów należy zdawać sobie sprawę z kilku rzeczy. Po pierwsze, w tym kraju nie ma górskich służb ratunkowych. W kanionach jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Po drugie: nie ma wyjść awaryjnych. Wciąż otaczają nas pionowe, wysokie ściany. Po trzecie: w przypadku opadów deszczu, przybór wody jest bardzo gwałtowny. Jedynym ratunkiem staje się wówczas wspinanie się w miarę wysoko i przeczekanie fali. Dodatkowym zagrożeniem podczas opadów stają się również spadające kamienie, wymyte przez wodę. Szczególnie intensywne opady powodują gwałtowne powodzie tzw. flash floods, niebezpieczne nie tylko w kanionie, ale w całej dolinie. Wypadki śmiertelne zdarzają się.
Mając taka świadomość, w tym pustynnym kraju, gdzie średnia roczna opadów jest mniejsza niż w kwietniu na Kasprowym, każdego ranka sprawdzaliśmy prognozy pogody . I codziennie było słońce.
Wadi Fins (kanion Ta’ab)
Po kilku dniach spędzonych w najwyższych górach Omanu, przenieśliśmy się nad Morze Arabskie, w pobliże miejscowości Tiwi. Znajduje się tu kilka wielkich wadi, znajdujących ujście w Zatoce Omańskiej. Oczywiście, woda z gór do morza zazwyczaj nie dociera, ale przekraczając kolejne suche ujścia, wyraźnie widać, że od czasu do czasu, po ulewnych deszczach, rzeki stają się naprawdę wielkie. Najciekawsze doliny w tym rejonie, to – od strony Muskatu – kolejno Wadi Fins, Wadi Shab i Wadi Tiwi. Naszą działalność rozpoczęliśmy od kanionu Ta’ab położonego w Wadi Fins.
Kanion zaczyna się w pobliżu wioski o tej samej nazwie. Dojazd znad morza to tylko 8 km, ale drogi wymagają samochodu 4×4. Po drodze mijamy ubogie i zapylone osady, położone na jałowej ziemi.
Górska osada
Pod koniec, droga staje się trudna do pokonania: stroma i kamienista. Porzucamy samochody i dalej maszerujemy na piechotę. Wkrótce ukazuje się nam widok na „naszą” dolinę. Widzimy oazę wciśniętą pomiędzy strome ściany wąwozu i kamienne domki przyklejone do skał.
Już na początku kanionu czułem, że coś jest z nim nie tak. Najpierw drogę zagrodziło nam błotniste jeziorko. Nie dało się go obejść. Musieliśmy je przepłynąć. Potem pojawiły się wysuszone skalne misy bez żadnych punktów zjazdowych. Cóż, jakoś musieliśmy sobie poradzić – trochę wspinaczką, trochę liną. Okazuje się, że błoto, mimo że zaschnięte, nadal wykazuje doskonałe własności poślizgowe. Więc mimo świetnej techniki, niejeden raz udawało nam się wykonać efektowny lot do brudnej kałuży na dnie. Na szczęście, pianki wciąż tkwiły w plecakach. Pozostały czyste.
Dalej odnaleźliśmy punkty zjazdowe, które sprowadziły nas na właściwą drogę. Ale znowu nie te z oficjalnego opisu, lecz jakieś inne (osadzone prawdopodobnie przez Niemców w 2016 roku). Okazało się, że właściwe dojście do kanionu omija wioskę. Ścieżka doprowadza nad krawędź, skąd jednym 50-metrowym zjazdem osiąga się dno kanionu. Dzięki temu omijany jest uciążliwy początek. Ma to sens, zwłaszcza, że Ta’ab jest celem komercyjnych wycieczek. Transportowanie turystów przez błotne atrakcje mogłoby być źle odebrane… Za to my mamy na koncie przejście bardziej całościowe, pełniejsze.
Dalej kanion staje się coraz ładniejszy. Dwa efektowne zjazdy sprowadzają nas do ładnego jeziora, które okazuje się być… wielkim ponorem. Bardzo zabawne miejsce. Do jeziora bez odpływu wpływa strumień, a dalsza wędrówka kanionem prowadzi pod prąd potoku. Po chwili mijamy wywierzysko i ścieżka staje się zupełnie sucha. Jak to? Początek kanionu i woda się kończy?
Na szczęście nie. Po kolejnym progu woda pojawia się w postaci czystego, szmaragdowego jeziora i towarzyszy nam dalej, aż do samego końca wycieczki. Po drodze dostajemy wszystkie kanionigowe przyjemności: skoki, pływanie, słońce i piękne widoki.
Po dwóch godzinach docieramy do punktu wyjścia. Koniec wycieczki jest dość niespodziewany. Przełom kontynuuje się w najlepsze, potok spada kolejnym wodospadem, a my według opisu powinniśmy opuścić kanion, wspinając się na jego lewe zbocze. Charakterystyczny punkt to łatwy do identyfikacji tunel skalny. Jeśli się go przeoczy, wycieczka może trwać jeszcze bardzo długo… Kto wie, może zakończy się dopiero w pobliżu morza.
Wyjście jest efektowne. Początkowo to łatwa wspinaczka na poziomie III-IV, w trudniejszych miejscach wyposażona w punkty do asekuracji. Wyżej to już żmudny marsz w górę. W sumie jest do pokonania około 200 metrów.
Na przeciwległych ścianach można zaobserwować potężne trawertynowe nacieki. Jest to pamiątka po bogatej historii Półwyspu Arabskiego, który kilkukrotnie dryfował pomiędzy Antarktydą a równikiem. Choć trudno w to uwierzyć, przez długi czas przebywał w wilgotnej strefie tropikalnej. Wytrącone z wody trawertynowe osady zbudowały wtedy bogatą szatę kanionu. Niesamowite jest wyobrazić sobie to miejsce jako zielone, spływające setkami strumieni urwisko.
Jest późne popołudnie, gdy zjeżdżamy z gór. Nie możemy się już doczekać pysznego obiadu w malutkiej restauracji w Tiwi.
Kanion Tiwi
Wadi Tiwi to nazwa znana każdemu, kto odwiedził Oman. Jest to jedna z najpiękniejszych dolin. Unikalna, bo żyzna i zielona, zasilana wodami rzeki Tiwi. Uprawia się tu palmy daktylowe, bananowce, figowce i mango. Można obejrzeć w niej wodospady i szmaragdowe jeziorka. A jednak to, co najcenniejsze, znajduje się dalej, powyżej ostatniej dostępnej wioski zwanej Mibam. Powyżej niej ciągnie się kanion. Najpiękniejszy w Omanie.
Chciałbym móc lepiej opisać dolinę Tiwi, lecz… jej nie widziałem. Pomimo tego, że biwakowaliśmy w niej i dwukrotnie przemierzaliśmy ją samochodem, to poza okolicami Mibam, niewiele potrafię o niej powiedzieć. Wszystko odbywało się w nocy. Wyjazd przed świtem i powrót po zmroku. Wycieczka do kanionu to był naprawdę bardzo długi dzień.
Kanion zaczyna się w osadzie Umq Bir a kończy w Mibam. Do pokonania jest dystans około 6 km (wg Khaleda Malaka – 8 km), z tego znaczną część stanowią jeziora, które trzeba przepłynąć. Czas przejścia, w zależności od zespołu wynosi od 7 do 10 godzin. Trudności techniczne są niewielkie, są to zaledwie dwa krótkie zjazdy. Największe wyzwanie to logistyka. Pomiędzy Mibam, gdzie czekały nasze samochody, a Umq Bir, trzeba przejechać prawie 80 km. Zajmuje to 3 godziny. Na dużym odcinku są to górskie, szutrowe drogi. Szczególnie trudny jest zwłaszcza ostatni etap. Jest to kamienista, wąska i stroma droga. Prawdziwe wyzwanie dla samochodu i kierowcy.
Nie chcieliśmy tracić dnia na wożenie samochodów tam i z powrotem. Postanowiliśmy wynająć przewóz. Szkoda tu miejsca na opisywanie perypetii związanych z poszukiwaniem transportu, negocjacji cenowych, wahaniach i nieporozumieniach. Faktem jest, że o piątej rano wyruszyliśmy z doliny Tiwi w kierunku Umq Bir. Oprócz kierowcy w drodze towarzyszył nam Abdullah, nasz nowy znajomy, dzięki któremu udało się załatwić transport.
Podróż do Umq Bir
Świt na pace pickupa nie należał do komfortowych. Zwłaszcza, że ubiór ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. Mimo to frajda z takiego podróżowania była ogromna (no, może nie dla wszystkich). Jechaliśmy przez kamienne pustkowia, rozcinane szczelinami wąwozów, podziwialiśmy słońce które stopniowo zmienia kolory skał od czerwieni aż po palącą biel. W tym surowym krajobrazie co jakiś czas napotykaliśmy przykurzone wioski, na drogę wychodziły kozy, a jadący z naprzeciwka kierowcy mrugali światłami i pozdrawiali naszego kierowcę. Droga trwała tak długo, że zaczynaliśmy sobie zadawać pytanie, czy aby na pewno damy radę wrócić tego samego dnia?
O ósmej dojechaliśmy do końca drogi. Była to mała zatoczka, wygrzebana i uklepana w skalnym rumoszu. Poniżej, w cieniu wielkich ścian, w korycie kanionu mogliśmy już zobaczyć palmy i rozrzucone wśród kamiennych bloków zabudowania Umq Bir. Najwyższy czas na śniadanie.
Wioska wydawała się opuszczona. Według opowieści Abdullha, mieszkańcy odległych górskich osad są zachęcani przez sułtana do przeniesienia się w bardziej cywilizowane rejony i otrzymują na ten cel dofinansowanie. Czasem pojawiają się w wiosce, by doglądać upraw, albo po prostu, na weekend. Systemy nawadniające wciąż działają i woda dociera do pól i palmowych gajów. Być może domy są jeszcze sporadycznie wykorzystywane, ale tym razem śladów życia nie było widać.
Tuż poniżej osady ściany gór zbliżają się do siebie. Kanion zaczyna się pięknie, systemem kilku wielkich basenów, połączonych meandrującymi kanałami. Przebieramy się w pianki nad pierwszą misą, której nie da się już ominąć. Pozdrawiamy naszych przewodników i o 9.30 ruszamy do środka kanionu.
Kanion jest piękny od początku do samego końca. Jest olbrzymi. Pionowe ściany, pokryte rzeźbą, przypominającą filigranową strukturę Sagrada Familia, pną się na kilkaset metrów do góry. Ponad nimi jest już tylko niebo. Przełom wydaje się nie mieć końca. Za kolejnym zakrętem, kilkadziesiąt metrów prostej i dalszy ciąg znika za następnym załamaniem. Za jednym długim basenem wychodzimy na suchy brzeg, by za chwilę zanurzyć się w kolejnym. To najdłuższy przełom skalny w jakim kiedykolwiek byłem. Sześć kilometrów równoległych, pionowych ścian, bez odcinków, w których dolina staje się szersza, bez możliwości wyjścia.
Woda, w zależności od światła, przyjmuje kolory od szmaragdowej do szafirowej. W dużych, nasłonecznionych basenach tętni życie: pod powierzchnią kłębi się roślinność, a spod stóp uciekają żaby. Był też jeden wąż. „Może nie jadowity?” „Eee, nie. Takich w Omanie nie ma”.
Półtorej godziny od startu znajduje się niesamowite miejsce. Wąwóz znacznie się zwęża, a strumień wpada do wąskiej szczeliny. Zaczyna się jaskinia, długa na jakieś sto metrów. W środku, spomiędzy trawertynowych nacieków, przez naturalną, prawie pionową rurę płynie woda. Całkiem spory strumień ciepłej wody. Termalne wywierzysko o temperaturze około 40 stopni.
Po sześciu godzinach kanion trochę się rozszerza. Zaczyna się uciążliwa wędrówka wśród wielkich kamiennych bloków. Trochę wspinaczki, trochę skoków z kamienia na kamień. Po kolejnej godzinie kanion się otwiera, tworząc olbrzymią dolinę i widzimy pierwsze palmy. Zajmuje trochę czasu zanim udaje nam się znaleźć kanał irygacyjny. Potem droga jest już prosta i w kilkanaście minut dochodzimy do Mibam. Cała wycieczka, od chwili wyjazdu z Mibam do powrotu zajęła nam 12 godzin. To był jeden z najciekawszych kanioningowych dni. Nie tylko w Omanie. W ogóle.
Wadi Shab
A na deser zostawiliśmy sobie shab. (Nie „schab”, lecz „szab” – bo tak brzmi wymowa tego słowa). To taka bardzo popularna atrakcja turystyczna. Kaniongowo – nie jest to poważne wyzwanie, ale turystycznie – bardzo ładne i ciekawe miejsce. Na wycieczkę składa się przeprawa łódką (nie, nie można wpław), godzinny spacer i wreszcie – kąpiel w atrakcyjnej scenerii. Trasa wiedzie krótkim kanionem, przez ciasny i niski pasaż do niewielkiej jaskini z wodospadem. Woda jest ciepła przez cały rok. Nie obowiązują tu też reguły poprawności tekstylnej. Można się kąpać w normalnym stroju kąpielowym.
Turystów są tu całe wycieczki. Pływają grupami, czasem pod opieką miejscowego przewodnika. Wynajęcie opiekuna ma sens w przypadku osób, które nie najlepiej radzą sobie z wodą. Dla wielu z nich pokonanie drogi do jaskini jest wielkim przeżyciem.
W jaskini można sobie poskakać. Najodważniejsi robią to z małego progu, wysokiego na jakieś 7 m. Nie wiem dlaczego, ale wśród turystów nie było wielu chętnych. Za to nasze dziewczyny zadawały szyku.
Wadi Bani Khalid
Żródła rzeki Khalid znajdują się w pobliżu źródeł rzeki Tiwi. Jednak ze względu na ukształtowanie terenu płyną w przeciwnym kierunku. O ile Tiwi płynie w kierunku morza, to Khalid biegnie w stronę pustyni. Te wody nie docierają nigdy do żadnego większego zbiornika. Znikają w suchej ziemi. Rzeka tworzy dwa kaniony. Górny Bani Khalid jest popularnym turystycznie miejscem. Jest to też kąpielisko, podobno ładniejsze nawet niż Shab. Dolny Bani Khalid to 2-3 godzinny spacer kanioningowy, przypominający Tiwi w miniaturze. Do przejścia nie jest potrzebna lina. Dojazd pomiędzy wejściem i wyjściem jest długi. Wynosi 50km.
O Wadi Bani Khalid piszę z informacyjnego obowiązku. Nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, by któreś z tych miejsc z nich odwiedzić. Ale z pewnością są to miejsca warte uwagi.
Kanioning w Omanie
Nasz wyjazd do Omanu odbył się w okresie 9-18 lutego 2017 roku. To dobry okres na działalność, bo temperatury są całkiem przyjemne: w dzień 27 stopni, w nocy – w górach ok 6 (nad morzem – 15). Najlepszy czas na jakąkolwiek aktywność to listopad – marzec. Poza tymi miesiącami temperatury mogą być nieznośne.
Opisane wyżej kaniony to jedynie część sporego potencjału tego kraju. Eksploracja trwa i wciąż pojawiają się nowe opisy kanioningowych przejść. Oman to też świetne miejsce na: trekking, wspinaczkę, alpinizm jaskiniowy oraz turystykę samochodową z elementami off-roadu. Oraz na poznawanie kultury i historii tego regionu. Bo to dużo więcej niż tylko pustynia, upał i ropa naftowa.
Więcej o Omanie i innych odwiedzonych przez nas miejscach możecie przeczytać w artykule Wielki Kanion Arabii.
Zapraszam też do obejrzenia filmów: Kanioning w Omanie i 9 dni w Omanie
Tekst: Grzegorz Badurski
Zdjęcia: Monika Badurska, Krzysztof Jakucy, Grzegorz Badurski
* Początkowo w artykule myliłem kanion „Little Snake” z lewym dopływem Snake’a. Dopiero komentarz Czakolo, z marca 2018, uzmysłowił mi, że to dwa różne obiekty. Dziękuję za tę informację.
ekstra opis! dzieki Docent!:)
mega wyjazd, bardzo fajny opis 🙂
kjr
Super artykul. Jesli nie udalo Ci sie kupic tej ksiazki, to postaram sie zdobyc dodatkowy egzemplarz. Niestety byl tylko jeden… Pozdrawiam, M.
Super relacja 🙂 Chcę tam być 🙂
Fajny opis i super przeżycia… i filmik! 🙂
Jeśli można to dodam kilka rzeczy. Dolna część Wadi Bani Khalid (zwany też Wadi Hawer) ma dwa zjazdy i fajne skoki. Co prawda można je ominąć, ale robienie ich to przyjemność. Pod względem widokowym to może i fajniejszy kanion niż Snake i na pewno dłuższy. To skrócenie w Snake Canyon nie jest nazywane „Little Snake” kanion, bo ten jest zlokalizowany troszkę dalej, krótki przyjemny kanion dla całej rodziny. Tak jak napisaliście w całym Omanie jest mnóstwo łatwych i pięknych kanionów. Dodałbym do listy jeszcze: Chains, Wadi Qurai, Suwayh i Mangal… bo w tych akurat byłem 🙂 Szczególnie Suwayh jest przepiękny i ma dużo pływania. Wszystkie mogą być zrobione bez pianki, szczególnie latem.
Gorąco Pozdrawiam.
Dziękuję za komentarz, za uzupełnienie informacji i korektę. Rzeczywiście, właśnie znalazłem na Google Map inny obiekt o nazwie „Little Snake”, jakieś 5 km na północny wschód! Nie wiedziałem o nim. To istotna informacja, bo ta nazwa ta jest też czasem używana na określenie lewego dopływu Snake’a, zaczynającego się w pobliżu Bimy (np. http://www.dubaihiking.org/snake_canyon.htm).
Na Wadi Bani Khalid zabrakło nam czasu. Jeżeli uda nam się wybrać ponownie do Omanu, chciałbym go odwiedzić (jak również inne, mniej znane). Z tych które wymieniłeś, czytałem trochę o Suwayh. Poszukam zdjęć pozostałych.
Wiem natomiast, że na pewno nie wybiorę się do Omanu latem 😉
Rzeczywiście dziwna sprawa, ale wydaje mi się, że się coś Dubajczykom pomieszało 🙂 W ogóle ich opis jest jakiś dziwny… wspominają o dwóch Snake’ach, później dają opis dużego, a w tytule „Little”, a na dodatek mam wrażenie, że zdjęcia są rzeczywiście z „właściwego” Little Snake’a… Jakby nie było, tak jak napisałeś Little Snake jest kilka kilometrów w dole Snake Canyon. Jest troszkę krótszy i ma tylko jedno poważne pływanie, reszta to zabawa. Jest doskonały dla takich jak ja, co chodzą lajtowo lub z dziećmi 😉
Latem rzeczywiście jest gorąco dla Europejczyków, ale też zależy gdzie. Są miejsca jak plato Sayq czy podnóże Jabal Shams (wysokości rzędu 2000m n.p.m., na marginesie jest tam też fajna via ferrata) gdzie w grudniu temperatury w nocy spadają do 3-5 deg.C więc noclegi raczej gdzieś w dole. Na pozostałe kaniony, rzeczywiście wiosna albo jesień będą lepsze. Pozdrawiam.
Via ferratę pod Jabal Shams odwiedziliśmy. Widoki niesamowite. Temperatura na plateau rzeczywiście nocą spadła do ok 5 stopni, ale biwak nad Wadi Nakhur wart jest tego, żeby trochę zmarznąć. Pozdrawiam