Sierra de Castril

Podróżowanie z jakąś konkretną ideą ma tę zaletę, że można czasami trafić do miejsca turystycznie nieoczywistego .

Nie twierdzę , że północno-wschodnia część Andaluzji jest jakąś białą plamą na mapie. Jest raczej tak, że cały turystyczny impet maleje proporcjonalnie do odległości od wybrzeża, a mając po drodze tak absorbujące rafy jak Malaga, Granada, Sierra Nevada i ograniczony czas urlopu, wytraca impet i do Castril dociera mocno osłabiony. To w końcu 200 km od morza, 100 km za Granadą –  trochę daleko by się tam zapuszczać i trochę za gorąco podczas lata. Gdyby nie kanioning…

Kiedy półtora roku temu planowaliśmy wyjazd do Andaluzji, wybraliśmy jej południową część – okolice Malagi i Rondy. Była lepiej opisana, łatwiej dostępna i kaniony wydawały się być bardziej odpowiednie na jesień. Tym razem, na wiosnę ruszyliśmy w góry Sierra de Castril.

Z przeprowadzonego rozpoznania na stronach, które są naszymi głównymi drogowskazami (descente-canyon.com i  baranquismo.net) wynikało, że najkorzystniejszą porą roku na wizytę w tym rejonie jest wczesna wiosna. Większość zdjęć była datowana na początek kwietnia i pokazywała całkiem przyjemne przepływy.  Dopiero po dokładniejszym wczytaniu się w regulacje obowiązujące na tym terenie okazało się, że z kanioningiem mogą być pewne problemy. Na wejście do wszystkich ciekawych kanionów wymagane są zezwolenia, a co gorsza, na obszarze doliny Castril, z powodu okresu lęgowego żyjących tam orłów, nie są one wydawane w okresie od marca do maja.

Sierra de Castril to  suche, wapienne góry o alpejskim charakterze, otaczające dolinę rzeki o tej samej nazwie. U wylotu doliny znajduje się szmaragdowe sztuczne jezioro: El Portillo, zamknięte tamą w pobliżu miasteczka Castril. Góry jak góry – zawsze są malownicze, natomiast w tym rejonie szczególnie ciekawe wydaje się przedgórze. Jest to egzotyczny (jak dla nas) półpustynny pejzaż z dolinami i jarami utworzonymi w miękkich skałach, porośnięty kępkami traw lub – tam gdzie udało się wprowadzić meliorację – migdałowymi i oliwkowymi sadami. To region Huescar.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Rejon Huescar

W skale, która łatwo poddaje się obróbce, drążone są jaskinie. Ludzie od czasów prehistorycznych pod powierzchnią chowali się przed letnim upałem i zimowym chłodem. Brak drzew i solidnego kamienia w okolicy w zasadzie determinowało wybór typu schronienia. Domy – jaskinie są zamieszkiwane do dziś.  Krajobraz urozmaicony jest małymi chatkami hobbitów i białymi kominami wyrastającymi wprost z trawiastych pagórków. Wciąż pełnią funkcję domów mieszkalnych, choć coraz więcej jest ich wynajmowanych dla turystów. Co więcej, ciągle powstają nowe – białe czyste i komfortowe pieczary. Jak u Flinstonów.

Galera jest najciekawszym przykładem tej swoistej sztuki budowlanej. Na niewysokich wzgórzach rozsiadło się miasteczko, składające się z wąskich, pokręconych uliczek, miniaturowych podwórek i malutkich domków, przyklejonych do skał. Wchodząc na najwyższy szczyt Galery otwiera się widok na kolejną dolinę wypełnioną miniaturową zabudową, w odróżnieniu od starego miasta, sprawiającą wrażenie zupełnie nowej i komfortowej.

Galera

Galera

Szukanie noclegu w tym rejonie okazało się dość trudne. W porównaniu z wybrzeżem jest drożej, wybór jest mniejszy, a te noclegi które są, często jeszcze na początku kwietnia nie działają. Odpowiedni dom znaleźliśmy dopiero w Castillejar, 20 km na południe od Castril.  Co najważniejsze, dom był całoroczny. Miał co prawda basen, ale przy temperaturze spadającej w nocy do 5 stopni cieszyliśmy się bardziej z kominka i centralnego ogrzewania.

Czekał nas codzienny dojazd w góry, ale nie był to jakiś poważny problem. Nie spieszyło nam się wcale ani do nakładania pianek, ani do moczenia się w wodzie. Poranki były bardzo zimne, dni słoneczne lecz w górach mocno wiało. Za to widoki wynagradzały nam wszystkie te niedogodności.

Kiedy drogą od wschodu dojeżdża się do Castril, miasto ukazuje się trochę znienacka. Jest wciśnięte pomiędzy dwa zbocza, jakby bronić miało przejścia przez skalną bramę znajdującą się powyżej. Nad miastem góruje wybitna skała Pena de Castril, z ruinami zamku i stojącą na szczycie świętą figurą o monstrualnych dłoniach. Warto było wybrać się na wycieczkę do zamku, poznać historię wojen o ten region, i obejrzeć panoramę, jaka rozciąga się z wierzchołka.

Castril

Castril

Castril ma też swój własny przełom rzeki – Cerrada de Castril. Jest to jedna z wizytówek turystycznych miasta. Jeżeli spojrzeć na materiały promocyjne okolicy wydaje się być nawet ważniejsza niż zamek. Nic w tym dziwnego. W końcu miast zbudowanych na skale jest więcej niż tego rodzaju pomników przyrody.  Przeprawa przez ten kanion (bo jest to kanion niewątpliwie) jest dostępna dla każdego turysty, nie wymaga nadzwyczajnego hartu charakteru, można nawet powiedzieć że jest komfortowa. Co do atrakcyjności tego rzecznego przełomu, jestem ostatnią osobą, która powinna go oceniać. Jak większość uczestników naszego wyjazdu, mam pod tym względem gust już cokolwiek zepsuty.

Przełom rzeki Castril

Dolina Castril

Dolina rzeki Castril, wraz z otaczającymi ją górami objęta jest parkiem naturalnym. Jej dnem poprowadzona jest szutrowa droga, która prowadzi do osady, położonej dokładnie naprzeciwko wylotu kanionu Tunez. Rozchodzi się stamtąd sieć szlaków, prowadzących na okoliczne szczyty oraz do źródeł rzeki. Rio Castril bierze swój początek w dużym wywierzysku, które spod skalnej ściany wyrzuca tak dużą ilość wody, że od razu staje się sporym potokiem.

Góry są ładne. Rozległe, bezleśne przestrzenie zapraszają do wędrówki. Oprócz typowych krajobrazów charakterystycznych dla wapiennych gór, na graniach pojawiają się pomarańczowe ostańce oraz wyjątkowe cerradas, dla widoku których warto zapuścić się do doliny: wielkie i wąskie skalne bramy, będące ujściami tutejszych kanionów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dolina Castril, Widok znad źródła Rio Castril.

W dolinie opisanych jest pięć kanionów, w tym jeden zamknięty dla działalności kanionigowej (Tabernillas). Pozostałe cztery usadowiły się po zachodniej stronie doliny, jako kolejne dopływy do głównej rzeki: Tunez, Magdalena, Seco i Buitre. Ze względu na okres ochronny, postanowiliśmy przyjrzeć się tylko tym dwóm pierwszym.

Tunez (Cerrada de Tunez)

Myślę, że patrząc na zdjęcie kanionu Tunez, nie każdy dostrzeże na nim coś więcej niż wąską szczelinę między skałami. No bo cóż może być fascynującego w pęknięciu góry? Rys, kominów i wąwozów nawet w Tatrach znaleźć można wiele. Że czasem z tej szczeliny wypływa rzeka? Co w tym dziwnego? W górach każda rzeka wypływa ze szczeliny, a niektóre nawet z pod ziemi!  A czy mogą wydawać się odrobinę ciekawsze pytania (już z natury egzystencjalne, więc w niektórych kręgach z góry skazane na porażkę): „co jest w środku?” lub „jak od drugiej strony wygląda świat?” ? Nie wydają się? Cóż… może to tylko nasze skrzywienie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kanion Tunez

Aby wejść do kanionu trzeba obejść skalną bramę od prawej strony. Turystyczny szlak, trawersuje zbocze góry, przechodzi przez przełęcz (niewidoczną na zdjęciu) i za skalną grzędą opada do dna doliny Tunez. Droga dojścia zajmuje jakieś półtorej godziny, ale  widoki są przednie. Dolina, na początku szeroka, przechodzi w majestatyczny przełom, z kilkoma progami, zaskakującymi zakrętami i ukrytymi dolinami. Najwyższy ze zjazdów ma około 30 m. Woda w kanionie pojawia się okresowo, tylko po opadach. Na wejście potrzebne jest zezwolenie.

Magdalena (Cerrada de la Magdalena)

Z tym kanionem chyba nie jest aż tak restrykcyjnie. Zwiedzenie dolnych partii (podobno najciekawszych) jest na tyle dostępne, że wg niektórych źródeł nie wymaga zezwolenia (słabe to usprawiedliwienie, ale zawsze coś). Pod finałowe wodospady Magdaleny prowadzi szeroka, turystyczna ścieżka. To obowiązkowy punkt zwiedzania doliny Castril. W weekendy dociera tu sporo turystów i chyba nikt nie pozostaje obojętny na otaczający go krajobraz.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ścieżka do Cerrada de la Magdalena

Patrząc ze szlaku, wyjście w górę rzeki wydaje się problematyczne. Ale wystarczy kozią ścieżką podejść na półkę znajdującą się po lewej stronie bramy. Dalej, po krótkiej i łatwej wspinaczce z użyciem starego łańcucha i resztek stalowej konstrukcji można osiągnąć  szczyt wyższego wodospadu i dolinę, ukrytą za szczeliną. Stamtąd można podejść jeszcze kilkadziesiąt metrów wyżej i wywspinawszy niewielki wodospad oraz minąwszy małą dolinę zatrzymać się pod kolejnym wodospadem, którego przekroczyć już nie sposób. Za to powrót do dna doliny, a w szczególności pokonanie dwóch końcowych wodospadów, to nareszcie frajda na którą czekaliśmy od początku wyjazdu: zjazdy w wodzie. Można, co prawda, narzekać że dwie dwudziestometrowe kaskady to mało. Ale można też po prostu cieszyć się chwilą w najpiękniejszym wodospadzie Andaluzji.

La Bolera (Guadalatin inférieur)

Na przedgórzu Sierra de Castril usadowił się jeszcze jeden kanion. I to nareszcie taki prawdziwy, z wodą! Taki wzorcowy, jak najczęściej wyobrażają go sobie ludzie z hipsometrycznych nizin. Spacerujesz przez las, wychodzisz na polanę i nagle stajesz na krawędzi urwiska. Możesz popatrzeć w dół na meandrującą rzekę jakieś 40 metrów poniżej. Niby wszystko widać, bo cały teren jest odkryty: przeciwległy brzeg, skalne ściany, potok w dole. A jednak nie do końca. Fragmenty doliny kryją się za załomami, ukształtowanie krawędzi nie pozwala podejść bliżej. Wzrok tam nie dociera. Co tam jest? Cuda, panie. Cuda! Szmaragdy i syfony.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kanion przecinający płaskowyż

Jeśli popatrzeć na mapę, to widać, że od jeziora La Bolera rzeka Guadalentin wcina się głęboko w płaskowyż. Początkowy jej odcinek jest wąski i mocno meandruje. To właśnie ten fragment, który jest dla nas szczególnie interesujący.

Samochód zostawiamy przy zaporze i schodami technicznymi schodzimy aż do dna kanionu. Jego początek sprawia wrażenie koryta wyschniętej rzeki. Jezioro La Bolera powyżej zapory jest zbiornikiem retencyjnym. Zrzut wody następuje wtedy, gdy jest ona potrzebna dla pól uprawnych w dole rzeki. Kiedy to następuje kanion jest praktycznie nie do przejścia. W pozostałym okresie pod zaporą jest sucho.

Pierwszy zjazd doprowadza nas nad brzeg małego jeziorka. Mimo, że nie ma w nim widocznego przepływu, woda jest czysta. I bardzo zimna. Potem wody pojawia się coraz więcej: spada deszczem z jednej ze ścian, wypływa z wywierzysk. Wszystko to woda z podziemnych zasobów: bardzo czysta i bardzo zimna. Nadzwyczaj pośpiesznie  przepływamy przez kolejne jeziora i chętnie wygrzewamy się w słońcu, w każdym miejscu, gdzie jest to możliwe. Kiedy docieramy do zamkniętej części kanionu (tej niewidocznej z góry) robi się naprawdę pięknie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

La Bolera

Czas przejścia kanionu to około dwie godziny. Trudności techniczne są niewielkie, konieczne jest dwukrotne użycie liny. Maksymalny zjazd to niecałe 20 metrów. Można w nim wykonać kilka ładnych skoków, a z dodatkowych atrakcji: pokonać trzy krótkie, opcjonalne syfony. Kanion jest bardzo ładny. Pod względem kolorytu i charakteru przypomina nieco przełomy ze Sierra de Guara, lecz w trochę mniejszej skali.

Po wyjściu przebieramy się nad rzeką. Woda jest czysta, świeci słońce, a ściany kanionu wręcz zapraszają do tego, żeby jeszcze trochę poskakać. A jednak nikt nie skacze. Upału nie ma, woda zimna – wiosna w Andaluzji.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

La Bolera. Koniec kanionu.

 


Tekst: Grzegorz Badurski

Zdjęcia: Monika Badurska, Olga Nizinkiewicz, Grzegorz Badurski


2 komentarze

  • Widoki piękne 🙂 Domyślam się, że było Wam dużo luźniej, niż w typowo turystycznych miejscach. Ale coś mi się widzi, że jest tam tak samo pięknie, jeżeli nie piękniej 🙂 Zdjęcia są naprawdę zachwycające i z żalem przyznaję, że jest ich zbyt mało 😉 Chociaż kto by pomyślał, że zwykłe „skały” mogą tak zachwycić? 🙂

    Pozdrawiam i życzę Wam wielu owocnych podróży! 🙂

    • Grzegorz

      Kanioning ma to do siebie, że dzieje się w miejscach mało uczęszczanych. To jedna z zalet tego sportu 🙂 Nawet na dojściowych ścieżkach, za wyjątkiem kilku popularnych turystycznie miejsc, rzadko spotyka się turystów.
      Co do liczby zdjęć, to zawsze zastanawiam się, jaka ilość jest odpowiednia, by nie zanudzić oglądającego
      A skały… Zawsze wydawało mi się, że są najciekawsze spośród miejsc, które można zobaczyć 😉

Dodaj komentarz