Grenoble. Francuski dla początkujących.
Są takie górskie rejony, o których się słyszało. Tak przy okazji. A to o paralotniach w Saint Hilare, o jaskini Gouffre Berger w Vercors, o skiturach w Ecrins, o fabryce Petzla… Wszystko to kręci się gdzieś w okolicy mitycznego sportowego centrum, jakim wydaje się być Grenoble.
Region Rodano-Alpejski (Rhône-Alpes), w centrum którego leży Grenoble jest olbrzymi i bardzo zróżnicowany także pod względem kanioningowym. Wg descente-canyon zinwentaryzowano tu 391 kanionów. W jego skład wchodzi kilka interesujących rejonów ( obejmujących masywy lub prowincje): Vercors, Charteruse, Ecrins, Ain, Sabaudia (Savoie) i Górna Sabaudia (Haute Savoie). Najwięcej obiektów znajduje się w Vercors (64) i Chartreuse (57).
To był nasz pierwszy wyjazd w okolice Grenoble. Ze względu na wczesną porę roku, od razu skreśliliśmy cały masyw Ecrins oraz resztę wysokich Alp, gdzie najciekawsze kaniony dostępne są dopiero późną jesienią. Potraktowaliśmy wyjazd jako rozpoznawczy, skupiając się na okolicznych, najpopularniejszych klasykach. Ostatecznie okazało się, że były to najczęściej kaniony łatwe.
W maju 2015 ukazał się nowy, kanioningowy przewodnik po okolicach Grenoble. Niestety, dostawa nieco się opóźniała, w związku z tym zdecydowaliśmy kupić książkę na miejscu. I tu czekało nas rozczarowanie. Mimo usilnych poszukiwań, nie znaleźliśmy jej ani w Chambrey, ani w Grenoble. Zwiedziliśmy największe sklepy sportowe: od Decathlonu po Avieux Campeur i nic. (Jedyny plus tych naszych poszukiwań to fakt, że Wiesław kupił zestaw kul do bule.) Bez książki zostaliśmy skazani na korzystanie ze starego, kiepskiego przewodnika po Vercors oraz z opisów z descente-canyon.com, przetłumaczonych na polski przy pomocy translatora. A ponieważ nasza znajomość francuskiego ograniczała się do: bonjour, interdit, attention, risque i mort, nasz kanioning nabrał nowego wymiaru, a poszukiwanie wejść do kanionów stało się przy okazji rozwiązywaniem lingwistycznych łamigłówek.
Nasz pierwszy nocleg zaplanowaliśmy na kempingu w Chambrey, Miał on wiele zalet z wyjątkiem tej, że sąsiadował z lotniskiem. Ale w sumie nie było tak źle. Było to lotnisko sportowe, działało chyba tylko w weekend, a my wracaliśmy wieczorem. Był klimat i można było obserwować szybowce. No i było boisko do bule. Korzystając z tego obozu zwiedziliśmy cztery kaniony.
Jako pierwszy wybraliśmy Groin, w miasteczku Artemare w prowincji Ain, na północny zachód od Chambrey. I po raz pierwszy opis dojazdu wprawił nas w konsternację: „Parking na dole do centrum, (…) po 10 m skręcić w prawo na drogę, która wspina się do drzwi, żelaza prowadzi do trzpienia (około 5 min), gdzie widzimy ostatni kaskadę drogi, a następnie z powrotem do drogi do skrzyżowania z Donem, idź prosto do mostu diabła i stąd jest przyjeżdża na prawo od Canyon przez lewą wlotu rośliny.” No i co? Wszystko jasne?
Trudno powiedzieć, że trafiliśmy jak po sznurku. Kanion biegnie na granicy miasteczka, tuż za ścianami domów, ale jadąc ulicą trudno się domyślić, że w ogóle istnieje. Dopiero kiedy znaleźliśmy się na moście, nie było już wątpliwości. Wejście znajduje się przy niewielkiej zaporze. Zbiornik wodny ponad nią był pusty, więc nie groziły nam problemy ze zwiększonym przepływem. Wizualnie Groin jest piękny. Przełom jest wąski, niekiedy tylko na metr. Płyniemy w szmaragdowej wodzie, rozświetlonej światłem przefiltrowanym przez liście drzew rosnących jakieś 30 metrów ponad nami. Z czasem ściany zamykają się ponad naszymi głowami, robi się półmrok. Nie jest to jaskinia, ale staje się na tyle ciemno, że przy poręczowaniu przydaje się czołówka. Woda, która na początku wcale nie wydawała się duża, nabiera mocy w wąskich kaskadach. Najwięcej zabawy dają jednak syfony. W pierwszym, który znajduje się tuż na początku pozostaje 10 centymetrowy prześwit, natomiast drugi zagłębia się jakieś pół metra pod wodą. Obejścia nie ma, przepływamy na bezdechu. Syfon jest krótki, ale w otaczającym nas półmroku trudno ocenić, co znajduje się za nim. Takie nurkowanie w nieznane zawsze niesie z sobą spore emocje.
Zamknięta część kanionu wkrótce się kończy. Dalej wędrujemy korytem leśnej rzeki, już w słońcu. Pod koniec jeszcze kilka małych zjazdów i coś, co wygląda na zakręcony tobogan. Według opisów nie jest on polecany. Kilka osób kontuzjowało się na nim, waląc głową o skałę. Na szczęście nie było z nami kolegi Walerka, więc zespół zgodnie postanowił, że nie będziemy tego testować.
Groin ma 1 km długości i 120 m deniwelacji. Największa kaskada liczy 13 m. Bardzo ważne jest sprawdzenie poziomu wody, ponieważ przy zbyt dużym przepływie przejście kanionu jest niemożliwe.
Tuż obok Groina, na sąsiedniej rzece Seran znajduje się kolejny, interesujący obiekt: Cascades de Cerveyrieu (inna nazwa to Cascades de Seran). Jest to krótki kanion kończący się spektakularym 60-metrowym wodospadem. Ponad kaskadą, w miejscu startu znajduje się most, parking i punkt widokowy. Całe przejście zajmuje około godziny, później jeszcze kilkadziesiąt minut wędrówki leśnym strumieniem do najbliższego mostu. Zjazd okazał się bardzo efektowny: w dużej ekspozycji, w pobliżu strumienia, ale bez kontaktu z wodą.
30 minut drogi od Chambrey znajduje się kanion Terneze. Jego długość to zaledwie 160m, a czas przejścia to… 20 minut. Cała wycieczka składa się z: toboganu, skoku (lub zjazdu) i syfonu (opcjonalnego). Jest bezpiecznie, bo praktycznie w każdej chwili kanion można opuścić i bardzo wesoło, bo przeszkody są naprawdę zabawne. Po wyjściu, w ciągu 3 minut można wrócić do początku i całą zabawę powtórzyć. Dokładając do tego 10 minutowy spacer od parkingu, całą „wyprawę” można zamknąć w jednej godzinie. Jest to idealny kanion robiony „przy okazji” lub „po drodze”.
Alloix to kanion położony w masywie Chartreuse pomiędzy Chambrey i Grenoble. Przy 1km długości ma tylko 200 m deniwelacji. Jest to leśna rzeka przedzielona kilkoma wodospadami, z których najwyższy ma ponad 40 m. Wzdłuż niej biegnie turystyczna ścieżka z elementami via ferraty. Ciekawym rozwiązaniem może być dojście szlakiem do najwyżej położonej kaskady i powrót kanionem. Alloix można polecić na złą lub niepewną pogodę, bo praktycznie w każdej chwili można wyjść z niego na ścieżkę.
Na dwa kolejne dni przenieśliśmy się na kemping do Grenoble, mając nadzieję, że będzie to dobry punkt wypadowy do obiektów we wschodniej części Vercors. I o ile dojazdy rzeczywiście zajmowały nam niewiele czasu, o tyle samo miejsce noclegowe nie należało do najpiękniejszych: ot kemping w przemysłowej dzielnicy miasta. No i nie było boiska do bule!
Okoliczne kaniony również nie wzbudziły w nas większego entuzjazmu. Oba miały charakter leśnej rzeki z kilkoma skalnymi przełomami. Technicznie łatwe i bezpieczne, bo zawierające wiele możliwości wyjść.
Rzeka Furon w pobliżu miejscowości Sassenage tworzy na swym biegu dwa kaniony. Wyższy (Furon 1) zaczyna się przy drodze prowadzącej do Engins. Na dużym parkingu znajduje się tablica informacyjna z planem i opisem kanionu. Do dolnego kanionu (czyli Furon 2) podchodzi się ścieżką turystyczną z miejskiego parkingu w Sassenage, położonego przy elektrowni. Tę wiedzę posiedliśmy jednak dopiero w trakcie przejścia, pokonując znajdujący się pomiędzy właściwymi Furonami „Furon 1.5” , na który złożyły się: marsz rzeką, marsz ścieżką, przedzieranie się przez krzaki i ponad półgodzinne zejście po rumowisku. I tak, dzięki braku znajomości języka francuskiego dokonaliśmy integralnego przejścia kanioningowego rzeki Furon. Zupełnie bez sensu.
W górnym Furonie spotkaliśmy specyficzną grupę kanioningową. W jednym z przełomów, pomiędzy wodospadami płynęło stado 4 małych kaczek. Z troską odstawiliśmy je na brzeg. Jakie było nasze zdziwienie, gdy kilka kaskad niżej kaczki nas dogoniły. Zostaliśmy zawstydzeni, bo tam gdzie my zjeżdżaliśmy na linie one robiły sobie tobogan! Wkrótce przełom ze stromymi ścianami zmienił się w las i kaczki poczłapały w swoją stronę. Do dziś nie wiem, czy znalazły się w kanionie przypadkiem, czy była to zaplanowana wycieczka. Chociaż patrząc na wyraz dziobów… chyba im się podobało.
Furon 2 też niespecjalnie nas uszczęśliwił. Wzdłuż kanionu przez większą część biegnie bardzo popularna ścieżka turystyczno- piknikowa. Czuliśmy się trochę głupio, maszerując w pełnym rynsztunku i mijając kolejne rodziny na spacerze i młodzież grillującą nad wodą. Jak się później okazało, wcale nie byliśmy dziwolągami. Dolny Furon jest bowiem bardzo popularnych celem kanioningowych rodzinnych wycieczek.
Mimo wszystko, Furon zawiera w sobie kilka ładnych przełomów i wodospadów. Kumulacja znajduje się przy końcu: są to trzy bardzo ładne kaskady, a ostatni, 13-metrowy metrowy skok zrehabilitował ten kanion w naszych oczach.
Kanion Pissarde ma 250m deniwelacji. Składa się z dwóch części: górna jest typowa dla rejonu i raczej mało ciekawa, dolna – interesująca wyłącznie ze względu na 70-metrową kaskadę. I to chyba tyle, co można o nim powiedzieć.
Dwa noclegi na kempingu w Grenoble, w pobliżu fabryki i hałaśliwej drogi to wystarczająco dużo. Postanowiliśmy przenieść się na zachodnią stronę Vercors. Nocleg w Beauvoir-en-Royans wydawał się niezły, bo blisko do kanionów i do miasteczka Pont-en-Royans, które chcieliśmy zwiedzić. Oprócz tego że kemping istnieje, nie wiedzieliśmy niczego więcej o tym miejscu. Beauvoir znajduje się na wzgórzu. Jechaliśmy powoli wąskimi uliczkami, pomiędzy typowymi francuskimi domami z kamienia. Na końcu drogi znajdował się parking i wielka łąka, będąca pozostałością po średniowiecznym zamczysku. A kemping? Strzałka poprowadziła nas wprost za mury niewielkiego Chateau. Za bramą, na terenie dawnego parku urządzono biwak. Kiedy go zobaczyliśmy, już byliśmy pewni, że zostaniemy tam do końca naszego pobytu. To był jeden z najładniejszych kempingów, na jakich mieliśmy możliwość kiedykolwiek nocować. No i było boisko do bule!
Dolina rzeki Le Drevenne, w której leży Les Ecouges robi ciekawe wrażenie. Droga prowadzi z miejscowości Saint-Gervais wijąc się na lewym, zalesionym zboczu. Kiedy drzewa na chwilę ustępują i mamy możliwość rzucić okiem w górę, odnosimy wrażenie, że dolina jest ślepa. W jej najwyższym miejscu dalszą drogę zamyka skalny mur. Aby dostać się na drugą stronę, trzeba pokonać tunel. Tylko rzeka wypływa gdzieś spomiędzy ścian, z wąskiej szczeliny i spada w dół olbrzymim wodospadem. Piękny widok.
Przełom nie jest długi, to raptem 500 m, ale na tym odcinku rzeka pokonuje 260 m wysokości. Jest to ciąg kilkunastu kaskad, przedzielonych głębokimi jeziorkami. Całość jest zamknięta, zacieniona, co przy huku spadającej, całkiem niemałej wodzie robi spore wrażenie. W odróżnieniu od pozostałych, Les Ecouges nie jest kanionem dla początkujących. To kawał sytego, technicznego kanionu, wymagającego dobrego poręczowania i umiejętności zachowywania się we wzburzonych wodnych kotłach. Być może w późniejszym okresie wody jest mniej, ale na początku sezonu kanion jest wymagający.
Zupełnie inna jest dolna część Les Ecouges: łatwa i zabawowa: jest sporo skoków, ładne kaskady. Tym niemniej bardzo wysoka ocena atrakcyjności na descente-canyon, wynika chyba z jego wielkiej popularności. Jak dla nas, była ona nieco na wyrost.
W drodze powrotnej postanowiliśmy odwiedzić jeszcze Pont du Diable, krótki kanion w okolicach Aix Les Bains, w masywie Bouges. Według opisu, ma on tylko 200 m długości i przejście go zajmuje zaledwie 1,5 godziny. Opis dojazdu z translatora jak zwykle był mało precyzyjny, więc kiedy zatrzymaliśmy się na domniemanym parkingu trudno było nam uwierzyć, że w pobliżu może być jakikolwiek wąwóz. Wokół rozciągały się łagodne niby-beskidzkie, pagóry, poprzecinane na przemian: lasami, polami uprawnymi i łąkami. W pobliżu ani śladu urwisk, czy nawet skał. Powiało zwątpieniem. Czy to na pewno dobre miejsce? Cale szczęście ktoś zauważył strzałkę szlaku kierującą w leśna drogę, w stronę Pont du Diable. Po 10 minutach marszu dotarliśmy do punktu, który nie pozostawił wątpliwości. Diabelski most bardzo dobrze oddaje charakter tego miejsca. Rzeka wpada tu w wąską, ponurą i mroczną rozpadlinę, a kamienny, gotycki most łączy oba brzegi w najwęższym punkcie. Stając na nim mamy możliwość spojrzeć w huczącą otchłań. I tam na dnie, jakieś 30 metrów poniżej dostrzegamy żywe istoty: czarne z kolorowymi głowami i żółtymi odwłokami, które na mokrych skałach rozpinają swoje sieci. Tego dnia trafiliśmy na wymianę lin na początku sezonu. Kanion jest na tyle popularny, że w sezonie na stałe zaporęczowane są w nim wszystkie trawersy.
Kanion okazał się świetny. Rzeczywiście bardzo krótki i przy normalnym stanie wody – technicznie nie nastręczający trudności. Ale mimo tego bardzo zróżnicowany; napotykamy w nim skoki, trawers, tobogan i odcinki do przepłynięcia. Wszystko odbywa się w magicznej scenerii prawdziwego, zacienionego, zamkniętego kanionu. Przejście zajęło nam około godziny, ale krótka droga powrotu do mostu wręcz zachęca by całą wycieczkę powtórzyć jeszcze raz.
Wybierając się do Pont du Diable trzeba zwrócić uwagę na poziom wody. Wysoki poziom może być bardzo niebezpieczny, w przeszłości zdarzyły się przypadki utonięć. Do przejścia wystarczy 20-metrowy odcinek liny. Wszystkie progi nadają się do skoku, choć jeden z nich, może być szczególnie trudny, ze względu na zły punkt wybicia i długą trajektorię.
Podsumowując. Okolice Grenoble to dobre miejsce na kanioning nawet dla debiutantów. Można tam znaleźć wiele obiektów o niewielkich trudnościach. Spośród tych zwiedzonych przez nas, Terneze, Pont du Diable, Alloix, Furon, czy górny odcinek Pissarde przy normalnym poziomie wody są dostępne nawet dla początkujących. Rejon jest bardzo popularny i uczęszczany. Ma to swoje zalety, ponieważ kaniony są oznaczone na mapach, przed wieloma z nich znajduje się tablica informacyjna, na której znajduje się plan i zdjęcie z którym można porównać aktualny poziom wody. Bardzo pomocne jest też skorzystanie z descente-canyon.com. Każdy kanion ma tam metryczkę, gdzie na bieżąco aktualizowany jest poziom wody. Więc gdy od ostatniego wpisu „Debit correct” nie padał ulewny deszcz, mamy duże prawdopodobieństwo, że woda nas nie zaskoczy.
Prawdopodobnie nie będzie to nasza ostatnia wizyta w Rodan-Alpach. Wciąż nieodkryte dla nas pozostały mocno wodne kaniony Ecrins (jak Etages czy Diable) i wielkie kaskady w Vercors (jak 150-metrowy Ruzand) .
Wyjazd odbył się w terminie 30.05-06.06.2015. Udział wzięli: Monika Badurska, Paulina Wierzbicka (Polly), Grzegorz Baduski (Docent)(Speleoklub Dąbrowa Górnicza), Olga Nizinkiewicz i Michał Podziemski (prawie Speleoklub Dąbrowa Górnicza), Artur Śmigielski (Wiesław), Robert Zaremba (Kalosz) (Speleoclub Wrocław), . W bule zagraliśmy dopiero tydzień później, w parku w Łodzi. Cóż, na wyjeździe nigdy nie ma czasu…
Pod tym linkiem znajdziecie przygotowane przez Wiesława praktyczne mapy, z zaznaczonymi parkingami i przebiegiem kanionów oraz niektóre plany techniczne.
Tekst: Grzegorz Badurski Zdjęcia: Monika Badurska