Wyjątkowe Porto

„Najlepszy czas na kanioning w Portugalii jest w czerwcu” – mówiła Ilona – „Bo w maju może jeszcze trochę popadać, a w lipcu bywa mało wody. Czerwiec jest idealny!” Chociaż to nie do końca prawda, bo w 2017 roku panowały susza i upały, a Portugalię nawiedziła plaga pożarów.

W 2018 mieliśmy nieprawdopodobne szczęście. Udało nam się oglądać Portugalię w unikalnych warunkach. Obraz takiego czerwca zachował się jedynie w starych kronikach filmowych i budził zdumienie turystów i mieszkańców. Padało przez tydzień. Do domu przywiozłem w butach żaby, a niedoschnięte liny zrobiły nam taki nadbagaż, że zabrakło miejsca na kontrabandę wina.

Trzy kaniony, które udało nam się pokonać były pewnym kompromisem wobec niesprzyjającej pogody oraz okazją spojrzenia na kaniony przy przepływie większym niż zwykle.

Kaniony w Portugalii znajdują się w północnej części kraju, w pobliżu Porto. Rozmieszczone są w trzech rejonach: góry Freita położone na południowy wschód, góry Alvao położone na wschód oraz góry Geres położone na północny wschód od Porto. Najlepszym punktem wypadowym są okolice położonego centralnie Alvao. Z tego miejsca, w zasięgu stu kilometrów znajdują się wszystkie interesujące kaniony Portugalii. I chociaż na mapie może wydawać się, że nie są to duże dystanse, to jednak, poza autostradami, po Portugalii nie da się podróżować szybko. Zakręty, podjazdy, zjazdy, wąskie drogi – jeżeli ktoś lubi taką jazdę, z pewnością mu się spodoba, ale te atrakcje podróż opóźniają, niestety.

Naszą bazę założyliśmy w okolicy miejscowości Mondim de Basto, u podnóża gór Alvao. Dojazd stamtąd w góry Freita lub Geres zajmuje około 2 godzin.

Nasz pobyt zaczęliśmy od kanionu Teixeira, położonego we Freita (na południe od Porto). Mieliśmy przyjemność towarzyszyć dużej grupie portugalsko – szwajcarskiej. W kanionie jednocześnie było ponad 20 osób, ale nie stanowiło to większego problemu. Kaskady są szerokie, wyposażone w kilka stanowisk zjazdowych, równocześnie mogą zjeżdżać nawet trzy zespoły.

Teixeira

Kanion jest łatwy, krótki i dość ładny. W górnej części jest to otwarta dolina przegrodzona dwoma wysokimi progami. Niżej kanion zwęża się, jest możliwość wykonania kilku skoków, w tym podobno najwyższego w całej Portugalii (przeoczyliśmy). Na pewno ładnie wygląda w słońcu, bo woda jest przejrzysta i czysta. My mieliśmy tego słońca tylko nieliczne przebłyski. Czas przejścia to ok 2 godziny.

Teixeira. Nad kolejną kaskadą.

Po Teixeirze rysowaliśmy sobie obraz portugalskich kanionów jako niewymagające wczasy. Dlatego kolejny dzień mocno nas zaskoczył…

Teixeira. Końcowe partie kanionu.

Fisgas de Ermelo to jedna z najciekawszych turystycznych atrakcji Parku Narodowego Alvao – największy wodospad Portugalii i jeden z największych wodospadów Europy, leżących poza Alpami i Skandynawią. Jest to przełom rzeki Olo, utworzony na granicy występowania skał granitowych i łupkowych. Tworzy go kilkanaście kaskad, rozdzielonych tarasami i sporymi basenami.

Największy z wodospadów Fisgas de Ermelo nazywany „welon panny młodej”. Zdjęcie z punktu widokowego.

Wodospady są doskonale widoczne z popularnego punktu widokowego, do którego można dojechać samochodem. Wokół poprowadzone są szlaki turystyczne, dzięki czemu kaskady można podziwiać z różnej perspektywy. Oczywiście największe wrażenie zawsze robi widok z powietrza. Oto ujęcia, pochodzące z kanału You Tube: 360portugal

 

Patrząc z góry wydaje się, że kanion jest łatwy: szeroki i otwarty, dający możliwość opuszczenia go niemal w każdym miejscu. I tak jest w istocie, ale tylko w jego górnej części. Niżej to naprawdę wymagający kanion, zwłaszcza kiedy przepływ jest duży.

Przez lata Fisgas de Ermelo nie był dopuszczony do ruchu kaniongowego. Punkty zjazdowe są więc stare, czasami trzeba ich szukać lub ich po prostu brakuje. Zjazdy poprowadzone są poza linią wody. To dobrze sprawdza się w przypadku warunków na które natrafiliśmy, ale nie zdaje egzaminu kiedy poziom wody jest mały.

Długość, która trzeba przejść w kanionie to ok 3 km, deniwelacja wynosi 490 metrów, natomiast czas przejścia to 5-6 godzin. Informacje, które znaleźliśmy na descente-canyon były bardziej optymistyczne (1km kanionu, 330m deniwelacji, czas przejścia: 3-4h). Okazały się nieprawdziwe.

Kanion rzeki Olo poniżej Fisgas. Fragment długiego odcinka „marche aquaticue” do pokonania na koniec.

W dniu w którym zaplanowaliśmy przejście, pogoda nam nie sprzyjała. Od samego rana na przemian siąpiło i padało, w górach gromadziły się niskie chmury, a temperatura spadła do 12 stopni. Naprawdę, nikt nie miał szczególnej ochoty na kanioning, ale skoro już przyjechaliśmy… Wiedzieliśmy, że drugiej próby już nie będzie.

Dojście do rzeki Olo

Po pierwszym zanurzeniu było już lepiej. Woda była zimna, ale przynajmniej deszcz przestał  nam przeszkadzać. A dalej było całkiem ładnie: olbrzymie kaskady i rozległy widok na dolinę. Przesiadaliśmy się z liny na linę i zjeżdżaliśmy po pochylniach wzdłuż wodospadów. Dzięki temu, że Monika z góry mogła śledzić nasze poczynania, mamy unikalny komplet zdjęć: z dalekiej perspektywy i z centrum wydarzeń.

Zjazd kaskadą 34m

Pod kaskadą 34m

Następny zjazd od góry wyglądał podobnie. Dopiero za przełamaniem okazało się, że lądujemy we wzburzonym basenie, w którym woda wyraźnie ciągnie w kierunku syfonu.  Niebezpieczne miejsce obeszliśmy wspinając się po oślizłych blokach.

Zjazd 38m

Pod zjazdem 38m

Kolejny odcinek zajął nam sporo czasu. Szukaliśmy punktów zjazdowych i miejsca w którym należało rozpocząć trawers. Ostrożnie przesuwaliśmy coraz niżej w miarę jak znajdywaliśmy kolejne stare haki i ringi. Poniżej cały strumień rzeki kumulował się w wąskiej rynnie. Ściany kanionu zbliżały się na odległość kilku metrów. Takie miejsca nie są przyjemne. Huk wody w zamkniętej przestrzeni źle działa na psychikę. Stanowisko do trawersu znajdowało się kilka metrów nad nurtem. Wpinałem się do niego z ulgą.

Zjazd do trawersu

Sam trawers jest raczej łatwy. Skalna półka długości około 30 metrów, pochyła i trochę śliska. Po drodze jeden przelot, bardziej dla podbudowania psychiki niż do asekuracji. Za trawersem kolejny zjazd, tym razem z dala od wody.

Po wyjściu z trawersu

Tuż za trawersem zaczyna się suchy zjazd 50m

Kolejne dwa pionowe odcinki to przeprawa przez sam środek wodnego zamętu. Zjeżdżamy prosto do szczeliny, szerokiej na kilka metrów. Towarzyszy nam huk wody, wiatr i deszcz padający we wszystkich kierunkach. Wrażenie jest przytłaczające. Niektórzy mówią o takich miejscach, że tak właśnie wygląda prawdziwy kanioning.

Za zakrętem kończy się pionowy odcinek przełomu i zaczyna długi odcinek horyzontalny. Od tego miejsca rozpoczynała się mozolna wędrówka po śliskich kamieniach, z elementami gimnastyki akrobatycznej, tańca na lodzie i podchodów (jak zejść po pochylni, którą w normalnych warunkach pokonuje się metodą „na tarcie” – kiedy nie ma tarcia!).

Po 6 godzinach akcji znaleźliśmy wreszcie ścieżkę wyjściową, która wyprowadziła nas do samochodu. Nie obyło się bez strat w ludziach. Śliskie kamienie zafundowały nam kilka siniaków po upadkach, a mnie skręconą kostkę.

Góry Alvao

Następne dni też nie rozpieszczały nas pod względem pogody. Nieustające deszcze podniosły poziom wody w najciekawszych kanionach do zbyt wysokiego poziomu. Kaniony na północy, w górach Geres okazały się zupełnie niedostępne.

Jedyny słoneczny dzień poświęciliśmy na kanion Cabrao, znajdujący się kilka kilometrów od Fisgas de Ermelo. Jest to system kilkunastu połogich wodospadów. W normalnych warunkach to raczej atrakcja dla początkujących i rodzin z dziećmi. Natomiast po deszczach zrobiła się z tego całkiem miła zabawa w białej wodzie.

 

Rio Cabrao – dolne partie. Widok z góry, nico „wypłaszczony”

Rio Cabrao – widok od dołu

Towarzyszyliśmy Ilonie i Ricardowi, którzy organizowali kanioningową wycieczkę dla holenderskich turystów. Towarzyszyli Monika i Walerek, bo Rudi i Piotrek wrócili do domu, a ja kuśtykałem o kulach pod wodospadami. Było dużo zabawy w pianie, tobogany i mnóstwo zdjęć, szkoda że trwało to tak krótko.

Rio Cabrao

Jeśli chodzi o kaniony, to już wszystko co udało nam się osiągnąć podczas tej wyjątkowej wiosny. Cóż, wciąż czeka na nas kilka obiektów, których odwiedzić się nie udało: Poio i Ave w górach Alvao, Arado i Fecha – górach Geres. Zapewne kiedyś wrócimy do Portugalii.

Rio Cabrao

Wyjazd odbył się na początku czerwca 2018r. Udział wzięli: Joanna, Peter, Bogdan, Monika, Grzegorz.

Grzegorz, Bogdan, Joanna, Peter, zanim poszli do Fisgas’a. Monika robi to zdjęcie, więc pokażemy ją na następnej fotografii.

Dziękujemy naszym gospodarzom: Ilonie i Ricardowi z Vertical Dream za miłe towarzystwo, wszystkie informacje i pomoc przy zagospodarowaniu nadmiaru deszczowych godzin.

Ricardo, Ilona, Grzegorz, Monika, Bogdan

A jeśli Wy, szanowni czytelnicy, chcielibyście spróbować kanioningu, a nie macie wystarczającego doświadczenia, to północna Portugalia dobrze się do tego nadaje. Godzinę drogi od Porto, w miasteczku Mondim de Basto znajduje się centrum sportów outdorowych Vertical Dream. Prowadzą je Ilona – Polka od wielu lat mieszkająca w Portugali i Ricardo – rodowity Portugalczyk. W zależności od Waszych umiejętności i odwagi możecie wybrać wycieczkę do większości najciekawszych kanionów Portugalii. Wszystkich opisanych powyżej i jeszcze kilku innych. Organizatorzy zapewniają sprzęt, transport, opiekę doświadczonych instruktorów kanioningu i komunikację po polsku i angielsku.

A jeśli jesteście doświadczonymi kanioningowcami i nie potrzebujecie już opieki, to na miejscu można wypożyczyć sprzęt, a zaoszczędzone w ten sposób kilogramy w bagażu przeznaczyć na prawdziwe porto. Bo porto z Porto smakuje zupełnie inaczej niż to porto z Waszego supermarketu.

Tu znajduje się link do strony: Vertical Dream

Vertical Dream – Outdoor Activities in Portugal

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 


Tekst: Grzegorz Badurski

Zdjęcia: Monika Badurska, Ilona Cieślicka, Grzegorz Badurski


 

Dodaj komentarz