
Wulkany, rum i wanilia
Na Reunionie spędziliśmy 15 dni. Z tego ponad połowę zajęła nam działalność kanioningowa. Resztę czasu poświęciliśmy na zwiedzanie. Mimo, że tych turystycznych dni nie było zbyt wiele, staraliśmy się zobaczyć najciekawsze miejsca. O kilku z nich jest ten artykuł.

Reunion
Wyspa stu krajobrazów – pierwsze wrażenia z pobytu na wyspie
Piton des Neiges
Piton des Neiges jest najwyższym szczytem wyspy. Jego wysokość wynosi 3070m n.p.m, co przy odległości ok 21 km od linii brzegowej daje całkiem imponujące przewyższenie. Najładniej widoczny jest z Cilaos i stamtąd prowadzi też najkrótsza droga na wierzchołek. Taka wycieczka zajmuje cały dzień, jest to około 1500 m deniwelacji. Wiele osób wyjście rozkłada na dwa dni, po drodze korzystając z noclegu w schronisku Refuge de la Caverne Dufour. Ma to tę zaletę, że można dotrzeć na szczyt rano, zanim znad morza nadpłyną chmury i zasłonią widok na doliny.
Na wędrówkę w okolice szczytu wybraliśmy się w dzień odpoczynkowy od działalności kanioningowej. Miała to być niezbyt długa wycieczka do schroniska. Ale jak to zwykle bywa, plany rosną wraz z pokonaniem kolejnej przełęczy i tym razem sięgnęły wierzchołka. Droga od schroniska na szczyt zajęła nam niecałe półtorej godziny. Okazała się żmudna i niezbyt urodziwa, ale za to widoki z grani szybko kazały nam zapomnieć o jej niedogodnościach. Chmury pod stopami, czyli zjawisko w naszych górach raczej rzadko spotykane, na Reunionie zdarza się prawie co dzień. W każdą stronę, aż po horyzont rozciągał się ocean obłoków. Wynurzały się z nich szczyty grani cyrku Cilaos i daleko na południu – masyw Piton de la Fournaise. Ciekawym doświadczeniem był też powrót: wraz ze zmianą wysokości pogoda zmieniała się od upału i prażącego słońca, przez wilgotną mgłę, aż po szarą, zachmurzoną dolinę u stóp gór.
Piton de la Fournaise
Bez wątpienia największą turystyczną atrakcją Reunionu jest Piton de la Fournaise. To wulkan, który wciąż żyje. Erupcje są bardzo częste, a przy tym stosunkowo niegroźne (przynajmniej przez ostatnie kilkadziesiąt lat). Co jakiś czas w potężnym masywie Fournaise pojawia się nowy stożek, który uwalnia masy magmy, czasem tak wielkie, że sięgają morza. Jadąc południowo-wschodnim wybrzeżem wyspy mijamy rozległe pola zastygłej lawy i tabliczki opisujące datę wydarzenia: 2002, 2004, 2007. Droga jest niszczona co jakiś czas i ponownie odbudowywana. Od ostatniej erupcji, która miała miejsce w sierpniu tego roku, mimo że lawa nie zalała asfaltu, droga była zamknięta aż do października.
Wycieczka na szczyt wulkanu jest koniecznym punktem, podczas wizyty na Reunionie. Olbrzymie przestrzenie i marsjański krajobraz okolic głównego krateru robią niesamowite wrażenie. Warto zarezerwować na tę wycieczkę cały dzień, bo po okolicy poprowadzono wiele szlaków. Niestety, z powodu dużej aktywności wulkanu, tym razem główny szlak, prowadzący do największego krateru – Dolomieu – był zamknięty. Za to mieliśmy okazję oglądać samą erupcję.
Szlak prowadzi nas na krawędź olbrzymiego krateru. Około 3 km przed nami, na zboczu masywu Dolomieu widnieje mniejszy stożek. Z oddali wygląda jak dymiąca chłodnia kominowa w elektrowni. Chociaż lepsze porównanie byłoby do wielkiego kotła, wypełnionego wrzącą skałą. Nawet z tej odległości widać jak lawa gotuje się w środku, strzela w górę czerwonymi jęzorami i spada na otaczającą go skałę. Nieustannie słychać pomruk wulkanu, przypominający stłumioną, odległą burzę. Spędziliśmy przeszło godzinę podziwiając to fantastyczne widowisko.
Dżungla
Przez intensywną uprawę trzciny cukrowej zwrotnikowe lasy zniknęły z większości powierzchni wyspy. Zachowały się tylko w trudno dostępnych górach. Spotkana przez nas grupa włoskich kanionigowców, miało hasło wyprawy doskonale oddające charakter tych lasów: „Vertical jungle”. Przejście na przełaj wydaje się niemożliwe. Ale wystarczy, że pojawia się ścieżka, a przeprawa staje się pasjonującą przygodą. Co ciekawe, wydała nam się ta dżungla całkiem przyjazna. Nie napotkaliśmy w niej uciążliwych lub niebezpiecznych insektów, a parzących lub czepiających się roślin było stosunkowo niewiele. To taka dżungla dla Europejczyka, gdzie jedyną uciążliwością jest pot lejący się na oczy. Ale wynika to chyba bardziej z dużej wilgotności niż ze zmęczenia.
Najpiękniejszy i najłatwiej dostępny kawałek dżungli można obejrzeć w Foret de Bebour. Przez zwrotnikowy las poprowadzona została droga. Jadąc samochodem, mijamy rozległy płaskowyż porośnięty prehistorycznymi paprociami drzewiastymi. Na jej końcu znajduje się kolejny las: Foret de Belouve a także węzeł szlaków ze schroniskiem i punktem widokowym na cyrk Salazie. Można stamtąd dojść do punktu widokowego Trou de Fer, skąd widać najbardziej znany wodospad Reunionu. Szlak posiada dwie wersje: komfortową, poprowadzoną po drewnianych pomostach lub terenową, którą stanowi wąska i błotnista ścieżka przez dżunglę.
Rum
Podobno Reunion ma dwa główne źródła dochodu: turystykę i uprawę trzciny cukrowej. Trzcina rośnie powszechnie w niegórzystej części wyspy. Ze względu na trudny teren i niewielkie obszarowo poletka w większości zbierana jest ręcznie. Zwożona jest do cukrowni, gdzie jest mielona, a wytłaczany z niej sok przechodzi drogę przeróbki przez produkcję melasy aż po cukier lub przez fermentację i rektyfikację – po rum. W ostatni dzień naszego pobytu zwiedziliśmy taką fabrykę. Wycieczka trwała dwie godziny, pokazano nam całą linię technologiczną.
Gdybym był inżynierem cukrownikiem, z pewnością byłoby to pasjonujące przeżycie, a ponieważ nim nie jestem, czekałem na ostatnią część wycieczki: degustację rumu. Było warto. Dowiedzieliśmy się że: są dwa podstawowe gatunki rumu: tradycyjny – produkowany z melasy oraz rum agricole (Jak to tłumaczyć ? Rolniczy ?) – wytwarzany ze świeżo wyciśniętego soku z trzciny. Zwyczajny biały rum smakuje jak wódka, charakterystycznej barwy i aromatu nabiera dopiero po leżakowaniu w dębowych beczkach. Mamy wiele zdjęć z cukrowni i gorzelni, ale brakuje nam najważniejszych: destylarni i magazynu, w którym leżakują te setki beczek rumu. Dziwnym zarządzeniem, w tych miejscach obowiązywał zakaz fotografowania.
W destylarni Savanna, którą zwiedziliśmy, produkuje się rumy 3, 5, 7 i 15-letnie. Próbowaliśmy. Już 3-letni rum jest całkiem niezły, 7-letni – jeszcze smaczniejszy: wytrawny i mocno aromatyczny, a 15-letni … bardzo ładnie wyglądał w eleganckiej butelce na półce. Najwidoczniej jego degustacja tego trunku wykraczała już poza standardową wycieczkę.
Wanilia
Nieraz zastanawiałem się skąd bierze się ta aromatyczna przyprawa: czym są i jak wyglądają w naturze laski wanilii. Trudno więc było odmówić sobie wizyty na plantacji , skoro mieliśmy taką okazję. A możliwość była, bo taka farma znajdowała się kilkanaście kilometrów od miejsca naszego zamieszkania i za niewielką opłatą oferowała zwiedzanie, wraz z opowieścią o całej technologii.
Krzew wanilii sposobem uprawy przypomina nieco … fasolę. Są to pnącza, rozciągnięte na dwumetrowych rabatkach. Najciekawszy jest fakt, że każdy kwiat zapylany jest ręcznie. Najważniejsze są strączki, które zbiera się, gotuje, suszy a potem sezonuje przez rok w specjalnych drewnianych skrzyniach. Te strąki są na tyle cenne, że każdy z nich, jeszcze na krzaku, opieczentowywany jest godłem plantatora. Ten znak jest ciągle widoczny nawet na wysuszonej lasce wanilii.
Wysuszone laski są ręcznie mierzone i grupowane w pęczki o równej długości. Najdroższe laski wanilii to te, na powierzchni których utworzyły się igiełki krystalicznej waniliny. Ich cena osiąga poziom 1000 euro za kilogram.
Dobra wanilia powinna być lekko wilgotna i na tyle giętka by nie pękać podczas wyginania. W smaku nie jest słodka, co pozwala używać jej w daniach nawet tak egzotycznych jak pieczony kurczak w waniliowym sosie. Podobno serwują gdzieś taki specjał. Nie próbowaliśmy.
Kanioning i rum
Każdy wyjazd ma jakieś hasło przewodnie. Najczęściej mało wyszukane. Tym razem też pewnie byłoby „Reunion 2015”, gdyby nie nasz kolega z Whisky and Spirit House. „Wymyślcie sobie hasło, zrobię wam koszulki”- powiedział. Wymyśliliśmy. Pasuje jak ulał.
O wyprawie i naszych celach przeczytacie w poniższych artykułach:
Tekst: Grzegorz Badurski
Zdjęcia: Monika Badurska, Michał Smoter, Olga Nizinkiewicz, Grzegorz Badurski