Eldorado po raz trzeci

Kolega zwany Rysiem po powrocie z wyjazdu w Kordyliery stwierdził, że w zasadzie to było fajnie, ale może lepiej byłoby ten czas spędzić w Ticino. Taniej, bliżej, a zabawa dużo lepsza. Tym razem Rysiu się z nami nie wybrał, choć przez pewien czas planował. Niestety przegrał z prozą codziennych obowiązków. Cóż, zdarza się. 

Są miejsca, do których chce się wracać zawsze. Obojętne który raz się je odwiedza, zawsze można odnaleźć coś nowego, zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem, zachwycić przeoczonym wcześniej widokiem. I nawet za trzecim razem nie odnosi się wrażenia znużenia. Myślę, że za czwartym i piątym też.

Ticino jest takim miejscem chyba dla każdego kanioningowca. Na wyjazdy w ten rejon umawiamy się co roku, w połowie sierpnia. Czasami się udaje, a czasami nie – ze względu na złą pogodę, kontuzje lub inne życiowe przypadki. Ale każdego lata chcielibyśmy spędzić tam siedem dni. Tyle w zupełności wystarczy, żeby się nasycić i zabrać do domu olbrzymią liczbę wrażeń i planów na kolejny rok.

Widok na dolinę Salto

Widok na dolinę Salto

Ticino to kanton w południowej Szwajcarii. Jest w większości położony na północ od jeziora Maggiore, a najbardziej znane miasta to Locarno, Lugano i Bellinzona. Zawiera w sobie południową część Alp Lepontyjskich (prawdę powiedziawszy nawet nie wiedziałem, że takie istnieją). O szczytach trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo znam to miejsce głównie z poziomu dolin. Ale patrząc z takiej perspektywy, góry i otoczenie nie prezentują się wyjątkowo. Szerokie, zurbanizowane doliny i strome, zalesione stoki są typowe dla wielu alpejskich pejzaży. Dopiero odnajdując spadające ze zboczy rzeki, orientujemy się, że jesteśmy w wyjątkowej krainie wodospadów.

Jezioro pod dolną kaskadą Lodrino

Jezioro pod dolną kaskadą Lodrino

Zwiedziłem już kilkanaście rejonów kanioningowych w Europie, ale ten jest bez wątpienia najlepszy. Kaniony są położone na stosunkowo niewielkim obszarze, są atrakcyjne i jest ich mnóstwo (ponad siedemdziesiąt opisanych obiektów). Pod względem technicznym, są wymagające, dostępne raczej dla doświadczonych zespołów, ale za to ich przejście dostarcza dużo satysfakcji. Natomiast pod względem estetycznym, niewiele potrafi im dorównać.

Faktura skały w Kanionie Osogna Intermedio

Faktura skały w Kanionie Osogna Intermedio

Przełomy utworzone są w skałach granitowych i gnejsowych, przyjmują ciekawe formy i są pozbawione mętnych osadów. Kaniony są długie, lecz najczęściej dzielą się na dwa lub trzy odcinki, do których prowadzą wygodne drogi dojściowe. Dzięki temu już wcześniej można zdecydować o czasie, który spędzimy w kanionie: dwie godziny czy dziesięć. Zaś co do ich trudności jest to spore spektrum: od średnich do całkiem trudnych. Cechą szczególnie miłą jest przejrzystość wody i głębokość jezior. Daje to niesamowitą możliwość skakania, ograniczoną jedynie umiejętnościami, doświadczeniem i odwagą.

Osogna. Skacze Stefano.

Pontirone. Skok 13m. Skacze Stefano.

Ticino to jedyny szwajcarski kanton położony po południowej stronie Alp. Częściej bywa tu słonecznie, woda w rzekach jest w miarę ciepła, a ludzie mówią po włosku. Na tym języku podobieństwo z Italią się kończy, zwykłe espresso w Bellinzonie kosztuje tyle ile trzy kawy w Mediolanie, a nasi znajomi Włosi absolutnie nie utożsamiają się z włoskojęzycznymi mieszkańcami Ticino, mówiąc o nich że są sztywni jak tedeski*.  No i nie wolno biwakować na dziko (Co nie znaczy, że się nie da, ale jest dużo trudniej, a mandat wynosi ponoć 250 Fr), zaś cena kempingu w sezonie to około 25 Fr za noc (za osobę).    

Szwajcarski porządek  widoczny jest w dolinach i w górach. Nawet w starych wioskach, do których nie sposób dotrzeć żadnym pojazdem z wyjątkiem helikoptera, trawa jest idealnie przycięta, a obejścia uporządkowane, pomimo, że domy są pozamykane i puste.

Droga do Val del Salto

Droga do Val del Salto

Nasz wyjazd odbył się w drugiej połowie sierpnia 2016 roku. Towarzystwo było doborowe i międzynarodowe. Frau Rudi, która jak zwykle zarzucała nas tysiącem opowieści. Gosia z Norwegii, która dziwi się że przez tydzień nie pada, a poza tym prawie nie zna lęku. Olga jak maszyna do poręczowania, która jak chce to skacze, a jak nie chce to nie skacze (Chyba to jest jasne. Nie?) oraz Michał, którego nigdy nie trzeba dwa razy namawiać. Walerek, kanioningiem rehabilitujący nogę ledwo zrośniętą po złamaniu. Stefano ze słonecznej Italii, testujący każdą możliwość pokonania kaskady bez pomocy liny. Monika, która nie rozstawała się z aparatem. No i ja też tam byłem, wodę nosem piłem**.

Każdego dnia mieliśmy możliwość cieszenia się piękną pogodą i wyszukanym kanioningiem. A poniżej znajdują się krótkie opisy kanionów, które mieliśmy radość pokonać. 

Monika, Stefano, Olga, Michał, Gosia, Rudi, Docent, Walerek

Monika, Stefano, Olga, Michał, Gosia, Rudi, Docent, Walerek

Val di Gei był naszym kanionem „na rozruch”. Taki krótki, z szybkim podejściem, zabawowy i słoneczny. Na początek tobogan, a potem kilka skoków przywołało nas do odpowiedniej formy. Dwie godziny zabawy zakończyliśmy opalając się na rozgrzanych kamieniach nad rzeką.

Tam będę skakać!

Val di Gei. Tam będę skakać!

Val del Salto wybraliśmy trochę ze względu na to, że ostatnio stał się znany. To na jego ostatniej kaskadzie Laso Schaller z grupy Deap wykonał swój niewiarygodny prawie 60-metrowy skok (Można zobaczyć tutaj). Trzeba przyznać, że patrząc z góry, ta przestrzeń robi duże wrażenie. Już sam zjazd jest emocjonujący, a co do skoku… Nawet nie chciałbym przeżywać rozterek, stając na tej krawędzi bez liny.

Cascade del Salto

Cascata del Salto

Kanion Salto jest bardzo długi. Cała wycieczka to pełny, intensywny dzień. Najpierw prawie dwie godziny podejścia, a potem trzy kilometry wędrówki kanionem. Odcinki marszu i długiego pływania poprzedzielane są wieloma ładnymi, skalnymi przełomami. Atrakcyjność kanionu narasta wraz z wędrówką. Partie tuż przed finalną kaskadą są wąskie i mroczne, przez chwilę ściany zamykają się tworząc jaskinię. Te ostatnie kilkaset metrów kanionu jest nagrodą za cały żmudny dzień. 

Val del Salto

Val del Salto

Podobno można ominąć górny odcinek kanionu i rozpocząć od najciekawszej jego części. Ale dojście chyba nie jest zbyt oczywiste. Spotkani przez nas na parkingu Hiszpanie, którzy w ten sposób próbowali ułatwić sobie życie, nie znaleźli zejścia do rzeki i musieli obejść się smakiem.

W Pontirone byliśmy już po raz drugi. To jeden z najbardziej znanych i najwyżej ocenianych kanionów w rejonie. Do tej pory znaliśmy tylko jego dolną część. Jest przepiękna, wypłukana w jasnoszarym granicie.  Niestety, jest bardzo krótka, jej przejście zajmuje niecałą godzinę. 

Pontirone Inferiore

Pontirone Inferiore

Tym razem postanowiliśmy przejść całość, łącznie z górną częścią. Okazało się, że naprawdę warto pokonać obie części kanionu. Górny odcinek jest dłuższy, ma w sobie kilka fragmentów wędrówki rzeką, ale również kilka pięknych przełomów, przypominających finałowe partie. Skoki są wysokie i emocjonujące, jeden zjazd prowadzi w strumieniu wody i przy większym przepływie może być trudny. Najważniejsze, że zamiast ledwie godzinnej wycieczki dostajemy kilkugodzinny , syty kawał kanioningu.   

Pontirone Superiore

Skok w Pontirone Superiore

Lodrino jest klasykiem w skali światowej i nie ma w tym żadnej przesady. Takiego nagromadzenia rewelacyjnych skoków, toboganów, zjazdów oraz niesamowitych skalnych form nie spotyka się często. Odwiedzamy go zawsze, o ile stan wody na to pozwala. Na mojej osobistej kanioningowej liście od kilku lat zajmuje pierwsze miejsce. I nie zmieniła tego nawet wyprawa na Reunion.

Lodrino. Skok 10 m

Lodrino. Skok 10 m

Lodrino składa się z trzech odcinków. I tak jak to w Ticino bywa, atrakcyjność rośnie wraz ze spadkiem wysokości. W najwyższym nigdy nie byliśmy i jest ponoć najmniej ciekawy. Jest to naprzemian marsz i przełom. Osiągalny jest po dwugodzinnej wędrówce lub przy użyciu helikoptera. Środkowy i dolny to już tylko skalny przełom: głęboki, huczący, wypłukany w zaskakujące meandry i wodospady. 

Lodrino Inferiore

Lodrino Inferiore

Osogna to jeden z dłuższych kanionów w Ticino. Podzielony jest na trzy odcinki, a pokonanie całości zajmuje około 8 godzin. Postanowiliśmy wybrać się na część środkową i dolną, co łącznie z prawie półtora-godzinnym podejściem dało nam syty sportowy dzień. Dolną część znaliśmy już wcześniej. Środkowa okazała się mniej ciekawa (choć jest to ocena na tle innych kanionów w rejonie).

Osogna. Kaskada 40m

Osogna. Kaskada 40m

Barougia trafiła się nam na dzień odpoczynkowy. Trafiła się, bo plany mieliśmy inne. Planowaliśmy wybrać się do Ticinetto, krótkiego kanionu z wielkim dwudziestometrowym toboganem. Przełom zaczyna się u ujścia niewielkiej tamy, w związku z tym konieczne jest uzyskanie telefonicznego zezwolenia na wejście. Podczas stabilnej pogody zazwyczaj jest to formalność. Tym razem dostaliśmy odmowę ze względu na wysoki poziom wody w zbiorniku retencyjnym. Oczywiście, taki zakaz można by zignorować. Nikt tam nie pilnuje ścian wąwozu, a w budynkach hydrotechnicznych nie ma żywego ducha bo wszystko odbywa się automatycznie. No właśnie… automatycznie. Zrzut wody ze zbiornika do kanionu również następuje automatycznie.

Barougia znajduje się nieopodal Ticinetto. Kanion jest krótki, jego przejście razem z powrotem zajmuje jakieś półtorej godziny. Jest ładny, idealnie nadaje się na popołudniową akcję lub na dzień odpoczynkowy.

Barougia

Barougia

Ticino to rewelacyjny rejon kanioningowy. Ale trzeba mieć świadomość, że na rozpoczęcie zabawy z kanioningiem, warto wybrać łatwiejszy rejon (np. Alpy Nadmorskie, rejon jeziora Garda lub okolice Grenoble). Dopiero posiadając pewne doświadczenie, można docenić wszelkie jego walory. Bez niego, kaniony Ticino mogą sprawiać nieco przytłaczające wrażenie. Składają się na to trudności techniczne (długie zjazdy, trawersy), stosunkowo duży przepływ i zamknięty charakter kanionów.

Dochodzi do tego często pojawiający się syndrom niedosytu, odczuwany w innych miejscach. I tak, po pokonaniu któregoś z kanionów w południowej Hiszpanii, czasem przychodzi do głowy myśl: „Ot, kanion jak kanion. W Ticino, to były kaniony!”.

 

*Tedesco (wł) – Niemiec

** stare przysłowie mieszkańców Ticino


Tekst: Grzegorz Badurski

Zdjęcia: Monika Badurska, Grzegorz Badurski


 

 

Dodaj komentarz