Czajniki z Alicante

Wyjazd bez przewodnika napisanego w znanym języku zawsze ma w sobie pewną nutkę tajemniczości. Ściągamy z internetu informacje w języku miejscowym (bo często tylko takie są) i tłumaczymy w  automatycznym translatorze. Otrzymujemy enigmatyczny tekst, pełen zaskakujących słownych zestawień i poetyckich przenośni. Czasem niektóre z określeń są na tyle ciekawe, że stają się hasłem wyjazdu. Tym razem był to „czajnik”.

Teksty napisane kursywą poetycko przełożył na polski automatyczny tłumacz z internetu.

Prowincja Alicante znana jest przede wszystkim z plaż, hoteli i tanich połączeń lotniczych. Jako region kanioningowy ma raczej znaczenie lokalne, tym niemniej, na kultowej kanioningowej mapie świata (descente-canyon.com) zaznaczono pięć ciekawych obiektów, w tym jeden – jako bardzo interesujący. Z przeglądu zdjęć wywnioskowaliśmy, że na przełomie marca i kwietnia mamy szansę napotkać w nich wodę. Postanowiliśmy odwiedzić je jako uzupełnienie naszego wyjazdu do północnej Andaluzji.

Naszą bazą wypadową stał się wynajęty dom w miejscowości Calpe, leżącej na północ od Alicante. Calpe to wakacyjny kurort na wybrzeżu Costa Blanca, pełen apartamentowców i hoteli, z szerokimi, piaszczystymi plażami i rybackim portem. Największą atrakcją miejscowości jest górująca nad nią 300-metrowa skała Ifach (Penon de Ifach).

Ifach

Penon de Ifach

Kaniony znajdują się w głębi lądu. Wszystkie utworzone są w skałach wapiennych i zazwyczaj są suche. Trudności techniczne są niewielkie. Do przejścia wystarczą dwie 20-metrowe liny.  Wybraliśmy pięć obiektów, które wydawały się godne zainteresowania.

 

Bolulla i Mela

Na początek wybraliśmy dwa kaniony, położone na zachód od Calpe: Estret de les Peynes (zwany również  Barranco Bolulla – od nazwy rzeki) i Mela (Barranco Abdet – od nazwy miejscowości) . Na zdjęciach oba wyglądały ciekawie: zjazdy w wodospadach, skoki do jeziorek.  Popatrzyliśmy na fotografie w necie i narobiliśmy sobie apetytu.

Estret de les Peynes - oczekiwania

Estret de les Peynes – oczekiwania i plany      (źródło: asyaped.blogspot.com)

Kiedy w miejscowości Les Fonts de l’Algar mijaliśmy rzekę wypływającą z doliny, wody nie było może tyle ile na zdjęciu , ale był to całkiem wartki strumyk. Pchani nadzieją dojechaliśmy do parkingu, spakowaliśmy do plecaków pianki i ruszyliśmy w kierunku górnej części doliny.  W punkcie, gdzie kanion się się zaczynał, rzeczywistość zachrzęściła żwirem.

Estret de les Peynes - rzeczywistość

Estret de les Peynes – rzeczywistość

Estret de les Peynes okazał się być ładnie ukształtowanym przełomem, krótkim na ledwie 200 metrów, a do tego prawie suchym. Prawie, ponieważ w jednym miejscu drogę zagrodziła nam spora misa z ciemną, stojącą wodą, której nie sposób było obejść suchą nogą (w znaczeniu: całą nogą – od stopy, aż do mniej szlachetnego jej początku). Gdyby nie zabawa z przeprawą przez wodę, cała wycieczka zajęłaby pół godziny.

Również Mela całkowicie nas zawiodła. Kanion ma potencjał: do skakania i do ładnych zjazdów. „O, zobaczcie, dokąd woda sięgała! Tu by było takie fajne, głębokie jeziorko …” Poczułem się jak na tegorocznym skiturowaniu w Beskidach: „… jakby było więcej śniegu, to – patrz – jaki tu były czadowy zjazd!”. Całe szczęście kanion był krótki, po godzinie było po wszystkim i mogliśmy iść na piwo i  tapas.

A miało być ciekawie: „… mamy wszystkie skoki w doniczkach po sprawdzeniu poziomu. Jest to obszar, najpiękniejsza i wysportowana. Jest to wąwóz zabawka, ale  należy zachować ostrożność w obszarach śniedzi dzielących się wokół małych progów, ponieważ mogą one dać nam popłoch w postaci poślizgu.”

Mela

Mela

W powrotnej drodze wstąpiliśmy jeszcze na zamek Guadalest. Dopiero patrząc z góry mogliśmy sobie uświadomić, że na tym terenie panował spory deficyt wody. Był początek wiosny, a zbiornik, zasilany między innymi wodą z kanionu Mela był pełny tylko w połowie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Zalew Gaudalest

Infern

Po niskiej spektakularności pierwszego dnia, potrzebny był kanion na podtrzymanie morale. Wybraliśmy najciekawszy obiekt Walencji – Barranco Infern. Opis kusił: Wiosną 2006 roku jeden z najbardziej renomowanych barranquistas* Hiszpanów wszechczasów, Enrique Aragon Salamero odwiedził kanion i napisał, co następuje: „Wąwóz Piekło to bez wątpienia najważniejszy kanon regionu śródziemnomorski półwysep i jeden z najlepszych suchych kanionów. Niezrozumiałe jest, jak niedoceniany (…). Morfologia na całym odcinku ma znakomitą sportową estetykę (…) ”  Mamy do czynienia z wąwozem wielu atrakcji: zjazdy i małe czajniki pułapki (…)  Wszystkie czajniki pułapki wyposażone stałych lin, które ułatwiają wspinanie. (…) Przez cały czas trwania zjazdu podziwiać przepiękne obrazy i uczucia na każdym kroku, które należy smakować powoli aby trudno było zapomnieć.

Infern

Infern. Furtka do Piekła.

Jeśli odrzucić mrzonki o wodospadach, jeziorach i skokach, a skupić się wyłącznie na wędrówce w ciekawym otoczeniu  – to przejście przez Infern jest naprawdę atrakcyjną wycieczką. Dolina rzeki Girona i jej przełom prezentują się okazale i są dominującym elementem wapiennego, górskiego krajobrazu. Wycieczka przez Infern stanowi pętlę, która rozpoczyna się w osadzie na krawędzi doliny, schodzi do jej dna, pokonuje kanion,  a następnie łagodnie wspina się wygodną i widokową ścieżką aż do punktu startu. Całość zajmuje około 4 godzin (w tym 2 godziny w kanionie). Wystarczy uprząż, kask, 20 metrów liny i górskie buty. (Marsz w kanionierach i neoprenowych skarpetach był kiepskim pomysłem).

Przełom jest bardzo ładnie wymyty w białych wapieniach. Dodatkową atrakcją są przeprawy przez misy z wodą, które są zaporęczowane na stałe. Infern można polecić każdemu, kto potrafi posługiwać się liną, lonżą i przyrządem zjazdowym.  Oczywiście za wyjątkiem zadeklarowanych hydrofilów, dla których marsz w suchych butach bywa czynnością upokarzającą. Wycieczka nie jest polecana na lato:  wędrówka w słońcu i w bezwietrznym upale może naprawdę przypominać przeprawę przez Piekło.

Penyals

W normalnych warunkach wąwóz jest całkowicie suchy, z wyjątkiem pewnych szczątkowych stałych czajników. Te dwa czajniki głębsze można uniknąć poprzez instalację dwóch długich poręczy podlegających zwrotowi. Zresztą, większość można zapobiegać poprzez kroków w opozycji. W rezultacie, możliwe jest maksymalna na mokro do pasa

„Eee, to ja nie biorę kanionierów” – powiedziała Rudi po przeczytaniu powyższego tekstu – „Jak w Infernie było sucho, to tam też będzie sucho. Idę w adidasach.”

Nieunikniony czajnik

Nieunikniony czajnik

Kanion jest utworzony w górnej części rzeki Girona, powyżej Infernu. Jest równie suchy, lecz mniej głęboki. Miejscami bywa bardzo wąski, a dodatkową atrakcją jest kilka trawersów, omijających wodę stojącą w misach. Tym razem nie ma stałych poręczy, ale stałe punkty asekuracyjne są komfortowe. Jak się okazało, kanioniery warto zabrać, bo nie każdą kałużę można przetrawersować na sucho.

 Relleu

„…  jesteśmy w kanale, kolejne kałuże niewygodne, z błotem na dole i korytarze z małym skokiem. Niektóre obszary blisko i otwarta pozycja z bloków i schodzić. „

Nie poszliśmy. Już nam się nie chciało. Zbyt dużo już było tych suchości. A niewygodne kałuże z małym błotem jakoś średnio nas pociągały.

Michał, Grzegorz, Monika, Olga, Rudi

Michał, Grzegorz, Monika, Olga, Rudi

Podsumowując, pod względem kanioningowym rejon ten jest umiarkowanie interesujący. Z powodów klimatycznych nie można też polecić kanioningu w Walencji  jako uatrakcyjnienia letnich wczasów na Costa Blanca, niestety.

Mimo to, wyjazd uważam za bardzo udany, bo: po pierwsze – suche też może być ciekawe, a po drugie – obojętne co się robi, najważniejsza jest zgrana ekipa. I tym razem znów zagrało. Co więcej, obserwując obecną tendencję do ustanawiania pierwszych polskich przejść lub przejść o charakterze niestandardowym (np. bez pianki), wydaje mi się, że nasz wyjazd wpasowuje się w ten trend. Nie wiem, czy były to pierwsze polskie przejścia**, ale prawdopodobnie  przez długi czas pozostaną ostatnimi polskimi przejściami kanionów w okolicy Alicante.

Udział wzięli: Monika i Grzegorz Badurscy, Olga Nizinkiewicz, Michał Podziemski, Joanna Jędrys, Paweł Kumorek oraz drużyna B: Maciek i Michał.

*barranqusmo – kanioning (hiszp.)

**Uzupełnienie: nie byliśmy pierwsi, kanionierzy ze Speleoclubu Wrocław byli tam przed nami. Podobno było to bardzo dawno temu, kiedy dolinami płynęła jeszcze woda. 


Tekst: Grzegorz Badurski

Zdjęcia: Monika Badurska, Grzegorz Badurski, Olga Nizinkiewicz


2 komentarze

  • Rudi

    Docent!
    Tam w Penyals to nie byly adidasy tylko dedykowane gorskie polbuty! 😛

    • Grzegorz Badurski

      Pamiętam 🙂 Świadomie napisałem „adidasy”. To taki ukłon w kierunku czytelnika, który z natury jest leniwy i woli przeczytać proste „adidasy” zamiast „dedykowane górskie półbuty”.

Dodaj komentarz